Opowieść Warmińska – III
III.
Tego dnia Listonosz nie miał zbyt wielu zadań do wykonania. Najwięcej listów poleconych było do rozniesienia do samych Majd na Słoneczne Wzgórze, a więc po okolicy z miejsca zamieszkania Listonosza. Listy były do mieszkańców ulicy Gregora – sąsiadów Listonosza i jeden do niego samego. Były to listy z Zakładu Energetycznego informujące, jak się okazało, o wyłączeniu prądu w przyszły piątek.
– Co jest, wyłączają prąd, za co ja płacę? – obruszył się czytając list kierowany do niego samego jeszcze w drodze do Majd.
– Wyłączają z racji budowy nowej skrzynki i co mnie to obchodzi? I Co tak bez możliwości zapewnienia linii zastępczej? Ciekawe czy zmniejszą opłaty za ten okres, monopoliści….. – czytał i nie krył oburzenia.
– Dobra czas poinformować sąsiadów, ciekawe jaka będzie ich reakcja, już słyszę podobne głosy oburzenia, szlochania i puste zapewnienia że tego tak nie zostawią i że dadzą im popalić, że nie zapłacą ostatniego rachunku, że trzeba powalczyć o rabat a może i karę umowną – myśląc o tym jakoś nieznacznie poprawił mu się humor, tak to już działa jeśli niegroźny problem nie dotyka tylko nas samych lecz także innych i to w większym stopniu uciążliwości.
– Ciekawe czym będą grzali, skoro wszyscy posiadają pompy ciepła a kominki, jeśli są to tylko atrapy – pomyślał. Ja mam swój piec kaflowy więc dam sobie radę. Pewni wszyscy będą grzać się u mnie, całymi rodzinami a tak żartowali z mojego umiłowania do tradycji – myśląc o tym pojawił się na jego buzi lekki uśmieszek. Jak przyjdą to im to przypomnę – pomyślał.
Po rozniesieniu listów udał się pieszo w kierunku Dorotowa, tam planował złapać busa lokalnego przewoźnika JARO-BUS i wrócić do Stawigudy. Tego dnia jego samochód odmówił posłuszeństwa, staruszek Fiat 125p został odstawiony do mechanika w Wymoju, zatem przez kilak dni skazany był na poruszanie się pieszo i busem na trasie -Dorotowo-Stawiguda-Dorotowo. Rozkład jazdy był na tyle bogaty w kursy ze Stawigudy do Dorotowa i w drugą stronę, że spokojnie można było o właściwym czasie odwiedzić wszystkie niezbędne posesje z jego rewiru i szybko wrócić do placówki w Stawigudzie a po skończonej pracy do domu w Majdach.
Wracając z Majd chodnikiem Majdy-Dorotowo, przypomniał sobie zdarzenie z dnia wczorajszego, przypomniał sobie mgłową twarz i ten szept – POMÓŻ MIIIII……..PRZYNIEŚ GOOOO. Czy to możliwe, czy faktycznie tak było, przecież to jest niedorzeczne, to nie jest możliwe – pomyślał. Zmęczenie, wytwór mojej wyobraźni? Tak, to się po prostu nie wydarzyło, tego nie było – wmawiał sobie i tłumaczył w najbardziej logiczny sposób.
Dochodząc do mostku nie był jednak już taki pewny siebie, przy mostku widać było unoszącą się nisko nad nim i okolicznym bagnem mgłę, nie mniej wszedł na mostek, zatrzymał się i rozejrzał dookoła.
Tak, to wytwór mojej wyobraźni – pomyślał. Nie ma i nigdy to się nie wydarzyło, mgła z twarzą dziewczyny, mój Boże co jeszcze moja wyobraźnia mi podsunie.
Mgłowa Dziewczyno, pokaż się jeśli istniejesz – krzyknął tak chyba dla żartu i nabrania pełnego przekonania o nieprawdziwości tego co zostało zapisane w jego pamięci.
Co mam tobie przynieść….. jak mam pomóc? – powiedział głośno lecz raczej do siebie, przy okazji wzruszając ramionami i lekko się przy tym uśmiechając. Raczej nie oczekiwał odpowiedzi, bo przecież nie mogło jej być. Brak jakiejkolwiek reakcji, kogokolwiek lub czegokolwiek, nie żeby go uspokoiło ale raczej utwierdziło w przekonaniu że to co rzekomo widział to wytwór jego wyobraźni. Poszedł dalej w kierunku Dorotowa, tam miał do doręczenia jeden list – na plebanię.
Przy sklepie „Bartek” spotkał Panią Zulę. Zula była mieszkanką Dorotowa w wieku 50 plus. Pracowała na plebani, do jej obowiązków należało utrzymanie czystości w kościele parafialnym, na plebani oraz przygotowywanie posiłków dla księdza proboszcza. Takie były oficjalne warunki umowy o pracę, ale trzeba podkreślić że Pani Zula była kimś więcej na plebani niż tylko gosposią, można powiedzieć że była głosem parafii, głosem lokalnych mieszkańców. Ksiądz proboszcz mając świadomość szerokich znajomości Pani Zuli, przecież w okolicy wszyscy ją znali, oraz tego że często i dużo rozmawia z mieszkańcami parafii, czy to w sklepie, czy to w trakcie sprzątania kościoła, czy to w autobusie do Olsztyna lub Stawigudy, często konsultował z nią swoje decyzje, począwszy od tych poważnych związanych z inwestycjami w parafii, po te prozaiczne, jak wystrój kościoła podczas świąt Wielkanocnych lub Bożego Narodzenia. Ksiądz proboszcz chciał znać stanowisko Pani Zuli, bo wiedział że jej stanowisko jest faktycznie głosem lokalnej społeczności.
-Halo Pani Zulu, mam przesyłkę dla księdza proboszcza, czy odbierze ją Pani?
– Dzień Dobry, oczywiście. A kto tam znowu zawraca głowę naszemu proboszczowi? – spytała.
– Niech spojrzę. No tak z Kurii Warmińskiej, odbiera ją Pani?
– Z Kurii Warmińskiej, o Matko Przenajświętsza, czego oni chcą, mam nadzieję że nie zabierają nam proboszcza?
– A dlaczego mieli by zabrać- spytał Listonosz zaciekawiony.
– No jak dlaczego, latem wymienili wszystkich proboszczów w okolicy, byliśmy z proboszczem przekonani że i jego czas tutaj się skończył i jego zabiorą. Matko Chrystusowa, tylko nie to – mówiąc to zabrała list, odwróciła się i oddała pierwsze kroki w kierunku plebani.
-Pani Zulu, poczeka Pani. Tak jakoś mi niezręcznie o to pytać ale skoro mieszka Pani w Dorotowie od urodzenia, czy widziała Pani tutaj kiedykolwiek coś dziwnego?
– Coś dziwnego, tak wiele razy. Też mi pytanie.
– Tak, a co dokładnie? – dopytywał Listonosz
– Na przykład cudaków z Warszawy, którzy rano przy okazji zakupów piją pod sklepem jak żule, trzymając w ręku butelki z piwem lub małpki a jednocześnie podjeżdżają pod sklep bardzo drogimi samochodami i pewnie chodzą do pracy w białych koszulach z krawatem. A te ich żoneczki, jedną taką to latem widziałam w upał 40 stopniowy, przyszła do sklepu futrze, rozumie Pan, w futrze i czapce z lisa! Inny zaś miał wytatuowane oczy, mój Boże, OCZY, rozumie Pan? Wyglądał jak diabeł. Okropności. Fuj – mówiąc to splunęła odruchowo na chodnik.
– Nie o to mi chodzi, czy widziała Pani coś magicznego, coś nienaturalnego, na przykład ducha?
– No wiem Pan, za kogo Pan mnie uważa, w duchy to dzieci wierzą.
– Ok nie było pytania – Listonosz próbował zakończyć rozmowę, która jak widział nic mu nie dała. Do widzenia, do jutra – rzucił na koniec i ruszył w kierunku przystanku. Gdy się oddalał od Zuli słyszał jeszcze jak mówiła do siebie i się śmiała
– Duchy, coś podobnego. Mój dziadek widział podobno ducha, no ale on był stary i zdziwaczały a ty jesteś jeszcze młody Listonoszu i normalny– mówiąc to śmiała się do siebie.
– Dziadek, a co widział – Listonosz mówiąc to zatrzymał się a następnie szybkim krokiem wrócił do Zuli.
– A co on tam miał widzieć, mówił tylko że z mgły wyłonił się obraz przecudownej dziewczyny, czy coś takiego. Wiesz ja byłam wtedy bardzo mała, nie pamiętam dokładnie wszystkiego. Pamiętam jak mówił mojej matce że dziewczyna ta najpierw patrzyła na niego a później prosiła aby on jej coś przyniósł, nie pamiętam co to miało być. Później rozmywała się w tej mgle, która zawsze wędrowała nad Hertę. O tego momentu dziadek każdego dnia wysiadywał na ganku i długo wpatrywał się w wyspę mamrocząc coś że nie może tego uczynić bo to świętokradztwo. Natomiast pod wieczór wypływał na jezioro w stronę Herty i wracał po około godzinie. Nie rozmawiał o niczym więcej jak tylko o tej dziewczynie i że nie może dla niej tego zrobić, ale skoro nikt mu nie uwierzył to w pewnym momencie zamknął się w sobie. Kilka tygodni później, gdy znowu wypłynął naszą łódką na jezioro, pogoda była iście sztormowa. Było już dość późno, wiatr przeraźliwy, fale na jeziorze były duże, bardzo duże jak na nasze jezioro. Jak wypływał sąsiadka go widziała chyba jako ostatnia, krzyczała żeby zawrócił ale on nie reagował, chyba nie słyszał. Wpłynął łódką w mgłę i zniknął. Podobno łódka dziadka przechyliła się na fali a on sam z niej wypadł. Nigdy dziadka nie odnaleziono, została tylko łódka, która po kilku godzinach sama wróciła na brzeg w Dorotowie. Ot taka historia o starym i zdziwaczałym człowieku. Matko, jak ja się rozgadałam, a obiad sam się nie ugotuje – mówiąc to ruszyła szybkim krokiem w stronę plebani.
…….CDN……..
Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.
Oceń post
Kliknij aby ocenić
Średnia ocena / 5. Głosów:
We are sorry that this post was not useful for you!
Let us improve this post!
Thanks for your feedback!