OPOWIEŚĆ WARMIŃSKA XV


XV

Odzyskując przytomność Listonosz nie mógł się ruszyć, szybko zdał sobie sprawę że nie miał czucia, nie tylko w rękach czy nogach, po prostu nie czuł swojego całego ciała. Tylko jego błędnik podpowiadał mu że leży na czymś mało statecznym, coś co kołysało się raz na prawą raz na lewą stronę. Do jego uszu powoli ale co raz głośniej dochodziły odgłosy pluskającej wody, dźwięki te charakterystyczne były dla uderzającej wody o burtę łodzi lub o brzeg jeziora. Gdy udało mu się otworzyć oczy obraz początkowo był bardzo niewyraźny, nie mniej z biegiem czasu wyostrzał się dzięki czemu po chwili zauważył nad sobą …….rozgwieżdżone niebo, czyste od chmur i rozświetlone blaskiem księżyca

– Spokojnie, za parę minut odzyskasz siły mój drogi przyjacielu i zanim dopłyniemy na Hertę będziesz jak nowo narodzony – powiedział Jan

Listonosz wolno i z trudem spojrzał na Jana siedzącego na łódce i spokojnie wiosłującego. Zaczął sobie przypominać ostatnie chwile przed utratą świadomości, z tego co zapamiętał to była jakaś wymiana zdań miedzy nim a Janem a potem ciemność i cisza…..przerażająca cisza. A teraz leży na jego łódce i znowu płynie na Hertę.

– Wybacz mi, ale musiałem cię jakoś powstrzymać…… Byłeś jak w transie nic do ciebie nie docierało. Dostałeś dawkę rozrzedzonego roztworu z szaleju jadowitego i nasion pietruszki….. Moja robota. Czy wiesz że pietruszka a dokładnie jej nasiona są silnie trujące? Sam wywar we właściwych proporcjach działa jak wyłącznik prądu, po paru sekundach człowiek leży jak kłoda, oddech spowolniony, spowolniona praca serca, człowiek żyje choć jest wyłączony… He He He… – skwitował śmiechem Jan.

– Ale dlaczego kur… a aż tak drastycznie, nie mogłeś jakoś inaczej – wymamrotał z dużym problemem Listonosz, jego aparat mowy był półsztywny, jak słabo zgnieciona i mało rozgrzana plastelina – Nie mogłeś mnie ostrzec, wytłumaczyć o co ci chodzi?

– Dlaczego? Byłeś tak podniecony tym co zobaczyłeś, zachowywałeś się jak w transie. Zaraz się przekonasz na własne oczy z czym mamy do czynienia, jakie tajemnice skrywa nasza Herta, dlaczego powinniśmy ją chronić przed nami samymi – ludźmi. Ona jest tak dziewicza, tak tajemnicza a z drugiej strony czuję że czegoś pragnie, choć nie wiem czego. Przez dziesiątki lat przypływam na nią w dzień lub w nocy, rozmawiam z nią ale nie jestem w stanie pojąć czego potrzebuje. Moje wizje są tak enigmatyczne…. Nie rozumiem ich, nie jestem w stanie tego pojąć – mówiąc to Jan wiosłował powoli ale zdecydowanie patrząc w kierunku Herty, która w tym momencie była dobrze widoczna, pomimo wieczorowej pory, albowiem była rozjaśniona światłem księżyca.

– Wizje?

– Tak. Może to głupio zabrzmi, może trudno ci będzie w to uwierzyć ale kilka razy widziałem jak mgła znad Herty tworzy obraz przecudownej dziewczyny, która staje przede mną i mówi do mnie….. Mówi, choć ja nie rozumiem tego przekazu, tego oczekiwania.

– Pierścień…

– Tak, pierścień, mówiła o tym…. A ty skąd o tym wiesz? Zaraz, czy też miałeś takie wizje?

– Taaak… – potwierdził Listonosz.

– Czyli dobrze zrobiłem, mój Boże, dobrze zrobiłem zabierając się na Hertę.

– Co masz na myśli?

– Dobrze że zabieram cię na Hertę, myślę że pomożesz mi zrozumieć tajemnicę Herty i mgłowej dziewczyny. Nasze spotkanie nie było przypadkowe, myślę że tego chciała Herta, chciała i chce abym ciebie tu przyprowadził.

Gdy dopływali Listonosz czuł się już całkiem dobrze właśnie dopływali do Herty. Było zatem dokładnie tak jak powiedział Jan, wszystkie dolegliwości minęły zanim wyszli na brzeg.

– Wysiadamy – powiedział Jan

Gdy tylko zaczepił cumę o jedną z gałęzi drzew, razem udali się w kierunku ruin zabudowań Rogali.

– Idź za mną, coś ci pokażę Listonoszu. Nie uwierzysz… He He He. – mówiąc to Jan szedł przed siebie i pomimo panujących ciemności przeplatanych blaskiem światła księżyca omijał skutecznie wszystkie napotykane przeszkody w postaci dużych kamieni lub wystających korzeni.

– Szczerze, po tym wszystkim mnie już chyba nić nie jest w stanie zaskoczyć, nawet jak mi pokarzesz zielonego Marsjanina.

Przy ruinach a dokładnie przed pozostałością wejścia do dawnej restauracji Rogali, Jan zatrzymał się, przesunął kilka desek i kamieni na bok, ich oczom ukazał się metalowy właz z dużym metalowym „oczkiem”, służącym do chwytania i przesuwania. Jan otworzył wejście do piwnicy, zapalił latarkę i zaczął schodzić.

– Idź za mną – powiedział – To zapewne nie jest główne wejście do podziemnych korytarzy, pewnie służyło jako wyjście awaryjne lub do wymiany powietrza. Głównego nigdy nie znalazłem.

Obaj schodzili po pionowej i wąskiej drabince w dół. Nieduży rozmiar wejścia i samej drabinki utrudniał zdecydowanie ruchy staremu Janowi, który był człowiekiem o dość dużej wadze przy niskim wzroście, nie mniej staruszek schodził pewnie i w miarę szybko jak na człowieka dobiegającego blisko 75.  Gdy zeszli z drabinki  znaleźli się w tunelu, z prawej strony tunel podążał jakby lekko do góry, z lewej strony przeciwnie – lekko opadał. Obaj ruszyli tunelem zgodnie z kierunkiem jego opadania.

– Ja już tędy szedłem – powiedział Listonosz

– Tędy może i jeszcze szedłeś, ale na rozwidleniu poszedłeś pewnie prosto, prawda?

– No tak.

– No to uważaj, bo na rozwidleniu my skręcimy w prawo, he he – Jan sprawiał wrażenie szczęśliwego, widać było że ma to związek z obecnością Listonosza.

Po chwili marszu obaj znaleźli się na znajomym już Listonoszowi rozwidleniu, przez moment na nim stali rozglądając się raz w prawo raz w lewo aż wreszcie ruszyli korytarzem znajdującym się po ich prawej stronie.

Ich marsz nie trwał długo, korytarz był zdecydowanie krótszy niż ten, którym Listonosz udał na brzeg jeziora. Dosłownie po kilku minutach marszu doszli do znajomo wyglądających metalowych drzwi, takie drzwi Listonosz widział przed wyjściem z tunelu na brzegu w Dorotowie.  Jan otworzył je, weszli do małego pomieszczenia przypominającego śluzę, albowiem na drugim jego końcu były drugie tak samo wyglądające drzwi. Jan najpierw zamknął te pierwsze, następnie podszedł do drugich otworzył je, wykonał kilka kroków do przodu, wyjął z kieszeni zapalniczkę i zaczął podpalać wiszące na ścianie pochodnie. Rozbłysk światła z pochodni ukazał Listonoszowi zaskakujący obraz, stał na początku dużego wykutego w skale pomieszczenia, wysokiego na kilka metrów 7 – 8 metrów. Dookoła pomieszczenia rozstawione były znajomo wyglądające posągi Pruskich Bab, były ich setki, większe mniejsze, niektóre z nich posiadały widoczne tarcze i włócznie, tarcze i  miecze a jeszcze inne coś co przypominało głowicę z rękojeścią miecza, ale bez głowni. Na środku pomieszczenia stały cztery zdecydowanie wyróżniające się od pozostałych, były to także posągi Pruskich Bab ale o ogromnych rozmiarach, wysokie na 4-5 metrów, trzy z nich posiadały rzucające się w oczy złote przedmioty, to jest jedna z nich dzierżyła w dłoni coś co przypominało kształtem słońce z widocznymi promieniami, druga złotą włócznię, trzecia stożek. Czwarta nie posiadała żadnego przedmiotu, pod tym kątem zdecydowanie odróżniała się od pozostałych trzech.

– Przychodzę tutaj od lat, patrzę na te wszystkie posągi, rozmyślam, gadam do nich ale dalej nie wiem co to jest, po co tu jest, jaki jest cel umieszczenia tych figur w tym miejscu i kto to zrobił.

Listonosz podszedł do tych czterech Pruskich Bab które znajdowały się w centralnej części pomieszczenia. Obchodził je, dotykał aż wreszcie dłużej zatrzymał się przy posągu, który posiadał widoczne skrzyżowane ręce z dającymi się zauważyć dłońmi z palcami. Jeden z palców był wystający, był na nim widoczny ślad po czymś co zapewne wcześniej na nim się znajdowało . Były także widoczne ślady demontażu tego czegoś, tak jakby ktoś ostrym przedmiotem poprzez uderzenia próbował ten przedmiot zsunąć lub rozerwać w celu zabrania.  Listonosz wpatrywał się w posąg, delikatnie muskał widoczny ślad po przedmiocie, nagle w jego uszach rozległ się znajomy szept.

– Przynieś… przynieś… przynieś go….

Listonosz zachował spokój, nie zareagował na szept, tak jakby był już do niego przyzwyczajony. Zatrzymał ruch swojego palca na miejscu po przedmiocie, rozejrzał się dookoła spojrzał na Jana z satysfakcją.

– Wiem, chyba wiem o co tu chodzi, wiem czego brakuje…. To był pierścień – rzekł beznamiętnie Listonosz –  I chyba wiem gdzie go szukać, jeśli jest tak jak myślę nasze wizje się skończą. Jan…, Jan?

Listonosz spojrzał w stronę Jana, ten siedział przy skalnej ścianie z opuszczoną głową, jedną ręką podpierał się, tak jakby ratował się przed upadkiem, drugą ściskał na klatce piersiowej.

– Jan, Jan co ci jest? – zapytał Listonosz

– Pali mnie w klatce piersiowej – te słowa Jan wypowiedział z ogromnym trudem. Rogala prowadził pamiętniki powiedział mi o tym pracownik Archiwum Państwowego w Olsztynie, one tam przez moment były…do momentu gdy zabrała je służba bezpieczeństwa. Dotrzyj do pamiętników Rogali, tam mogą być informacje o tych posągach i osobach które je umieściły. Ja ich szukałem ale bezskutecznie…

– Jan, nic nie mów, nie męcz się, chyba masz zawał… Zabiorę cię do szpitala… Jan? Jan?

Listonosz trzymając w objęciach swojego kompana, lekko go szturchał, tak jakby chciał pobudzić lub zapobiec utracie przytomności, ale Jan już nie reagował, zamknął oczy, głowa opadła w tył a kończyny stały się wiotkie…

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.

 

Oceń post

Kliknij aby ocenić

Średnia ocena / 5. Głosów:

As you found this post useful...

Follow us on social media!

We are sorry that this post was not useful for you!

Let us improve this post!

stat4u