Opowieść Warmińska VI
Jest piątkowe wczesne popołudnie, Listonosz w tym czasie wracał do Dorotowa z rewiru „Doliny Wierzby”, terenu Dorotowa zlokalizowanego przy samym lesie od strony wschodniej wyżej wymienionej wsi. Początkowo jego wędrówka przebiegała drogą wyasfaltowaną, natomiast pod samym wiaduktem wybudowanym na drodze S 51 łączącej Olsztyn z Olsztynkiem wszedł na świeżo pobudowany chodnik, który dawał, przynajmniej w teorii, większe poczucie bezpieczeństwa osób poruszających się tamtędy pieszo.
Listonosz, w przeciwieństwie do swojej żony i dzieci, nie był człowiekiem głębokiej wiary, raczej wiarę i obyczaje związane z nią traktował jako swoistego rodzaju tradycję – polską tradycję, wpisującą się w codzienność nas wszystkich. Mijając kościół w Dorotowie postanowił, jak nigdy dotąd, wejść do środka… Nie czuł potrzeby modlitwy, zresztą nigdy w tygodniu tego nie robił, choć mijał to miejsce wiele razy każdego dnia. Miał potrzebę, aby wejść i chwilę posiedzieć w samotności…, tak jakby jakiś wewnętrzny głos nakazywał mu takie zachowanie. To było dla niego nowe doświadczenie, ale nie wzbraniał się przed nim. Kościół w Dorotowie był młodą świątynią, jego budowa rozpoczęła się na przełomie wieków XX i XXI wieku, ostatecznie konsekracja kościoła miała miejsce w 2002r. Przed pobudowaniem tej świątyni i powołaniu nowej parafii mieszkańcy Dorotowa, Majd i okolic uczęszczali na msze święte do Stawigudy. Kościół w Dorotowie był pobudowany w stylu nawiązującym do tradycyjnej warmińskiej zabudowy, niemniej budynek był zaprojektowany w stylu nowoczesnym, co dało się zauważyć obserwując chociażby jego smukłą bryłę. Efekt mieszanki stylów osiągnięto dzięki kształtowi budowli i użytych materiałów, to jest dzięki czerwonej cegle położonej na zewnątrz budynku jak i wewnątrz. O ile ściany zewnętrzne praktycznie w całości były pokryte cegłami to wewnątrz cegły były już położone sekwencjami, gdzie przerwy pomiędzy jedną a drugą sekwencją wypełniała ściana z narzuconym białym tynkiem. Nowoczesny charakter świątyni podkreślała także centralna ściana kościoła za ołtarzem, która została pobudowana w całości z czerwonej cegły, z charakterystycznymi wgłębieniami i uskokami przeznaczonymi na powieszenie w jej centralnym miejscu drewnianego krzyża z Chrystusem, pod nim zaś było miejsce na Tabernakulum. Efekt mieszanki stylów potęgował także sufit – prosty, płaski, wykonany z bielonych sosnowych desek, ułożonych równo i ciasno, pod którym podwieszono trzy duże i bogato zdobione żyrandole. Tak jak przystało na nowoczesną świątynię, jej wnętrze było ubogo przystrojone w obrazy lub figury świętych, jedynymi rzucającymi się w oczy obrazami był obraz świętego Jana Pawła II – po prawej stronie ołtarza patrząc od strony kościoła oraz obraz Błogosławionej Doroty z Mątów – po lewej stronie ołtarza.
Listonosz wszedł do środka świątyni, uczynił znak krzyża przy drzwiach wejściowych, następnie udał się do nawy po lewej stronie kościoła. Usiadł w trzeciej ławce licząc od przodu, w tym czasie w kościele nie było nikogo, było cicho a po całej świątyni rozchodził się zapach palonych świec oraz używanego kadzidła. Usiadł i zaczął bezrefleksyjnie patrzeć przed siebie. W tym czasie jesienne promienie słońca delikatnie rozlewały się po świątyni, wpadając do niej przez witraż znajdujący się nad drzwiami wejściowymi. Sam witraż nie należał do okazałych jak i tych które od razu przyciągają wzrok, był jednak szczególny bo przedstawiał „oko opatrzności – Boga”. Listonosz patrzył przed siebie obserwując bez celu te części kościoła które były akurat rozświetlane promieniami słońca. W pewnym momencie promienie zaczęły padać na górną cześć obrazu Błogosławionej Doroty z Mątów. Nad obrazem znajdowała się drewniana płaskorzeźba z kolorze złotym zwieńczona drobno rzeźbionym łukiem. W centralnej części płaskorzeźby znajdowało się wypukłe serce na którym były zawieszone różańce, było ich kilkanaście oraz coś jeszcze… No właśnie Listonosz z daleka nie był w stanie dojrzeć co to było, niemniej musiało to być coś co odbija promienie słoneczne, albowiem w pewnym momencie odbicie było na tyle duże, że Listonosz zmuszony był przymrużyć oczy.
– Co tam jest, nigdy tego nie widziałem, zresztą to serce z zawieszonymi różańcami też jakoś nie rzucało mi się do tej pory w oczy – pomyślał. Listonosz kierując się swoją ciekawością wstał z ławki i podszedł pod sam obraz Błogosławionej Doroty. Pomimo zbliżenia się do obrazu i zawieszonej nad nim płaskorzeźby nadal nie był w stanie zdefiniować przedmiotu odbijającego promienie słoneczne.
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus – powiedział cicho ksiądz proboszcz, wchodząc do świątyni od strony Zakrystii i kładąc swoją rękę na ramieniu Listonosza.
– Na wieki wieków …., wystraszył mnie ksiądz – odrzekł Listonosz.
– Jeśli przerwałem modlitwę, przepraszam. Swoją drogą obraz który Pan podziwia, namalował jeden z mieszkańców Dorotowa, zresztą podobnie jak ten drugi z Janem Pawłem II. Kawał dobrej roboty, prawda?
– Tak, tak piękne są i wyglądają jakby były namalowane setki lat temu. Mnie raczej zaciekawiło serce powieszone nad obrazem, na którym są zawieszone różańce i coś jeszcze, no właśnie nie wiem co to jest, niemniej odbija promienie słoneczne i przyciąga wzrok.
– Drogi przyjacielu, różańce zawieszone na sercu są tu od początku istnienia tej świątyni, były one darem braci Paulinów z Częstochowy, oni sami otrzymali je od wiernych, których modlitwy o cudowne ozdrowienie zostały wysłuchane. Natomiast to co się świeci to nic innego jak pierścień, tak pierścień…Niech sobie przypomnę, no tak został on podarowany naszej parafii przez księdza proboszcza ze Stawigudy, pierścień ten stanowił dotychczas wystrój tamtejszego kościoła.
– Pierścień?
– Tak pierścień. Jak pamiętam, a opieram się na wspomnieniach pierwszego proboszcza naszej parafii – kontynuował dumnie ksiądz proboszcz- pierścień ten początkowo znalazł się w posiadaniu parafii św. Jakub w Stawigudzie i odbyło się to w bardzo ciekawych okolicznościach. Mianowicie w czasie I Wojny Światowej jeden z żołnierzy armii rosyjskiej będąc na wyspie Herta dokonywał tam rabunku różnych kosztowności. Pamiętajmy, że jeszcze w IX na wyspie została pobudowana restauracja i gospoda, funkcjonujące w okresie przed i w trakcie całej wojny, więc potencjalny rabuś będąc na Hercie mógł liczyć na jakieś wzbogacenie. Dotarcie na wyspę, podobnie jak obecnie, było możliwe wyłącznie drogą wodną, w tamtym czasie dodatkowo pomiędzy Dorotowem a Hertą regularnie kursował specjalny prom. Obiekt restauracyjny na Hercie był znany i ceniony w całych Prusach Wschodnich, nie tylko przez swoje znakomite i nietuzinkowe położenie, ale przez wysoki standard usług. Obiekt był prowadzony przez mieszkańca Dorotowa – uznanego i szanowanego restauratora Roberta Rogallę. Podobno latem 1914 wyspa została niepostrzeżenie zajęta i rabowana przez zwiadowców oddziałów rosyjskich. Obecność żołnierzy rosyjskich została zauważona przez 2 żołnierzy niemieckich będących w Dorotowie. Ci podobno łodziami udali się na wyspę i próbowali obezwładnić będących tam Rosjan, licząc pewnie że w trakcie przesłuchania zdradzą pozycję i plany swoich oddziałów. Próba zatrzymania jednak nie powiodła się, Rosjanie zorientowali się w porę i zaczęli strzelać, wywiązała się regularna walka. Jeden Rosjanin zginął od razu, ten drugi bronił się bardzo skutecznie, podobno najpierw ranił śmiertelnie jednego Niemca, z drugim wdał się w walkę wręcz w trakcie której obaj zadawali sobie ciosy. W pewnym momencie Rosjanin wyjął nóż i godził nim swojego przeciwnika. Niemiec osunął się na ziemię bez sił i czekał na zadanie mu drugiego śmiertelnego ciosu. Ten jednak nie nastąpił, albowiem głowa Rosjanina nagle jakby wybuchła… i padł na ziemię martwy. Podobno przed niechlubną śmiercią tego Niemca uratował go strzał z pistoletu jego kolegi, który krótko przed swoją śmiercią zdołał oddać ostatni strzał w kierunku Rosjanina, ratując faktycznie życie swojego kompana z oddziału. Niemiec będąc poważnie rannym wykrwawiał się bardzo szybki, nikt jednak nie wie jak i kiedy udało mu się przedostać z powrotem na brzeg. Wiadomo jedynie, że w ramach podziękowania za cudowne ocalenie przekazał wcześniej zrabowane przez Rosjanina kosztowności księdzu w Stawigudzie celem wyposażenia tamtejszego kościoła. A dalej już Pan wie, pierścień trafił do nas.
– Ładny gest, wiemy coś więcej o tym żołnierzu? – spytał zaciekawiony Listonosz
– Za dużo Pan ode mnie wymaga, nie pamiętam, ale odsyłam do księdza proboszcza z parafii w Stawigudzie, tam w rejestrach wśród darczyńców na pewno Pan takie dane odnajdzie, z Bogiem wzywają mnie obowiązki.
Listonosz przez pewien jeszcze moment stał przed obrazem i wpatrywał się w miejsce gdzie był powieszony, jak się okazało, pierścień.
…….CDN……..
Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.
Oceń post
Kliknij aby ocenić
Średnia ocena / 5. Głosów:
We are sorry that this post was not useful for you!
Let us improve this post!
Thanks for your feedback!