Opowieść Warmińska – Jakub Piotr Przymęcki


                                                                                   OPOWIEŚĆ WARMIŃSKA     

  1. PIERŚCIEŃ

 

Tego roku jesień przyszła dość szybko i nieoczekiwanie. Korony jarząbiu pospolitego w Majdach już pod koniec lipca zaczęły robić się żółto-czerwone, kolor żółty – bo liście szybko zaczęły wysychać na mocnym letnim słońcu, kolor czerwony – bo korale jarzębiny jakoś szybko dojrzały i rzucały się w oczy mieszkańcom i letnikom tej miejscowości. Mamy początek września a tu pogoda jakby taka listopadowa, mokro chłodno i ta mgła… mgła która spowiła całe Dorotowo, Majdy i jezioro Wulpińskie. Gęsta i biała jakby swój początek brała z Wyspy Herta, tam wydawała się być największa. Listonosz tego dnia wracał do domu w Majdach dość późno, porównując oczywiście ten dzień do każdego innego dnia jego pracy, które były tak podobne do siebie. Listonosz pracował na poczcie w Stawigudzie, nie pracował jednak stacjonarnie lecz w terenie, jego zadanie to dostarczanie wszelkiego rodzaju korespondencji dla mieszkańców przypisanego mu rewiru: Dorotowo, Majdy, Kręsk. Dla każdego przeciętnego człowieka praca ta mogła wydawać się taka nudna – ale nie dla niego. Praca z ludźmi, te wizyty domowe, rozmowy przy płocie, bramie lub w drzwiach odwiedzanego domu. To było to, to było coś co go napędzało, coś co dawało mu motywację do działania, uwielbiał te rozmowy, niby o niczym a jednak coś w nich było, coś co dawało mu radość i satysfakcję.

Czy miałem coś kupić na kolację? – pomyślał. Nie, na pewno nie, przecież rano było wszystko czego nam potrzeba, był chleb zakopiański, kawa herbata, miód z wielkopolski dla dzieci, serek z piątnicy, powidła a oprócz tego Listonoszowa obiecała dzisiaj po pracy zrobić małe zakupy w Lewku w Tomaszkowie, takie tam bieżące. Spokojnie, kolacja i śniadanie będą więc ogarnięte.

Listonosz podążał pieszo do swojego domu chodnikiem wzdłuż drogi Dorotowo-Mady-Kręsk. Słońce dopiero co zaszło, zatem powoli robiło się ciemno.  Szedł wolno i nie dlatego że był lekko zmęczony, ale dlatego że codziennie podziwiał przyrodę i widok na Jezioro Wulpińskie, a ten był naprawdę niepowtarzalny.

 

 

Obrazki lokalnego krajobrazu były mu tak znajome, widywał je przecież codziennie, a jednak wpatrywał się we wszystko to co go otaczało jakby widział to po raz pierwszy. W momencie gdy mijał wybudowany na ciągu pieszym mostek, taki niewielki  na małym skręcie i tuz obok roztaczających się bagien usłyszał szept…. Nie był pewien jaka jest treść wypowiedzi, nie wiedział od kogo pochodzi ale zdecydowanie ktoś coś mówił tylko bardzo cicho… Kto tam – zapytał, Czy mogę jakoś pomóc? Wypowiadając te słowa rozglądał się uważnie dookoła, obrócił się raz w prawo raz w lewo, spoglądał na pobliską nieskoszoną łąkę i pobliskie bagna sięgające niemalże chodnika, porośnięte sitowiem, brzozami, wierzbą,  na których występowały także uschnięte konary starych drzew.

Wydawało się że ktoś kto szepcze jest tuż obok Listonosza, ale to nie było możliwe, bo na chodniku był tylko on sam, on i ta mgła….. która gęstniała z każdą chwilą. W pewnym momencie poczuł jak ktoś lub coś szepcze mu wprost do ucha – PIERSCIEŃ, PIERSCIEŃ mój PIERSCIEŃ – PRZYNIEŚ GO, PRZYNIEŚ GOOOO……. Szept pojawiał się raz z prawej strony głowy raz z lewej, wyglądało to tak jakby kilka osób, które stały wokół Listonosza, prawie że jednocześnie wypowiadało te same słowa.

Listonosz przeraził się. Przecież to niemożliwe – pomyślał. Nikogo tu nie ma a jednak ktoś lub coś szepcze mu do ucha. Listonosz jako człowiek prawie 50 letni ostatni raz tak bardzo jak teraz bał się w wieku młodzieńczym, wtedy gdy miał prawie 16 lat i zobaczył przy bramie cmentarnej cmentarza w swoim rodzinnym mieście DUCHA, tak przynajmniej to opisywał w swoich opowieściach w trakcie spotkań rodzinnych lub ze znajomymi.

PRZYNIEŚ GOOOOO………… PRZYNIEŚ GOOOOOOO…………..PRZYNIEŚ GOOOOOO……………. Szept nasilał się, głowa Listonosza była pełna tej wypowiedzianej frazy. Oszalałem? Chyba nie, przecież potrafię myśleć trzeźwo, słyszę te głosy, boję się a zarazem nikogo nie widzę. Kto tu jest – krzyknął. Co to za żarty, pokaż się żartownisiu – wrzasnął z całych sił. W tym momencie jego oczom ukazała się biała twarz, twarz młodej dziewczyny z długimi białymi włosami, jakby narysowanej, jakby stworzonej przez otaczającą go mgłę, która zgęstniała jak nigdy dotąd. Twarz młodej dziewczyny stworzona przez mgłę była na wysokości jego twarzy i w bardzo bliskiej odległości, na tyle bliskiej że mógł zauważyć niespotykaną regularność i proporcjonalność wszystkich elementów tego zjawiska.

Listonosz wpatrywał się w mgłową twarz,  stał nieruchomo, nie potrafił wydobyć z siebie słowa,  gdy wtem usłyszał – Hejka, podrzucić cię do domu? No co tak stoisz jak wryty, wskakuj. Listonosz zauważył Sołtysa wracającego samochodem z sesji Rady Gminy w Stawigudzie, gdzie procedowano nowy plan zagospodarowania przestrzennego dla terenu, na którym ma powstać nowy hotel.

No wskakuj, ile mam czekać – stwierdził zniecierpliwiony.

Listonosz spojrzał na sołtysa, następnie ponownie przed siebie, ale mgłowej twarzy już nie było.

 

 

…CDN…

Oceń post

Kliknij aby ocenić

Średnia ocena / 5. Głosów:

As you found this post useful...

Follow us on social media!

We are sorry that this post was not useful for you!

Let us improve this post!

stat4u