OPOWIEŚĆ WARMIŃSKA XXIII

 

XXIII

Do wsi Dorotowo właśnie zaczęły docierać pierwsze promienie słońca, Dorotowo ewidentnie budziło się ze snu. Ale czy cała wieś przygotowywała się do nowego dnia, chyba nie. Na części terenu wsi – na plaży był ruch jak nigdy, właśnie podjechały  dwa samochody ciężarowe przeznaczone do załadunku barek, na samej plaży stało już kilka samochodów osobowych pracowników GEO-Max i ten jeden - białe Porsche Panamera S E-Hybrid, to oznaczało że na teren akcji przybył sam Ginter.

- Szybciej z tymi barkami, za kilka… no kilkanaście minut ma ich tu nie być – krzyknął Ginter

W tym momencie do brzegu w pław dopłynęła grupa robocza z Herty z Grzegorzem na czele. Gdy zaczęli wychodzić z wody podszedł do nich pewnym lecz spokojnym krokiem Ginter., spojrzał na Grzegorza, popatrzył na niego kilka sekund. Nic nie powiedział, odwrócił wzrok i udał się w kierunku osób zajmujących się załadunkiem barek.

- Ginter…. Znajdę tego sk………na.

- Wiem  - odpowiedział mu Ginter, nie odwracając się i podążając dalej w obranym przez siebie kierunku.

- W samochodzie macie ręczniki, koce i jakieś rzeczy na przebranie i do roboty, nas nie powinno już tutaj być – dokończył Ginter .

Grzegorz bez słowa udał się w kierunku Panamery i po kilku minutach był gotowy do dołączenia do ekipy sprzątającej po akcji. Gdy zamykał klapę bagażnika zauważył, że w kierunku plaży zmierza osoba, raczej dorosła, ze średniej wielkości psem.

- Ginter…. Ginter, chodź tutaj….mamy towarzystwo – rzucił głośno Grzegorz.

Po chwili nieznajomy był już na plaży, rozejrzał się beznamiętnie dookoła następnie podszedł do Grzegorza i Gintera, którzy w tym momencie stali obok siebie.

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Na kąpiel kolego to już chyba trochę późno, woda zimna, no chyba że przygotowujesz się do morsowania.

- Dzień Dobry – odpowiedział Ginter. Tak, kolega z kilkoma innymi przygotowują się do wyprawy zimowej w Himalaje. Muszą złapać odporność i przyzwyczajać się do trudnych warunków.

- Himalaje powiadacie. No, no. "Siedziba śniegu" bo o niej mówimy podobno to piękne miejsce, choć nigdy tam nie byłem i raczej z Norką tam na razie się nie wybieramy. Jak widzicie lubię chodzić  ze swoim psem ale jednej rzeczy nie znoszę, przepraszam – razem nie znosimy – ZIMNA. Gdyby była tam temperatura powyżej 20 stopni to może… może.

- No właśnie widzimy i podziwiamy, 5 rano a proboszcz na spacerze z psem – rzucił Grzegorz.

- Dzisiaj wyjątkowo przed mszą świętą, tak jakoś długo nie mogłem zmrużyć oka, a jak zasnąłem to po chwili obudziły mnie silniki motorówek na jeziorze. To pewnie wasza sprawka Panowie?. Pewnie asekurowaliście pływaków?

- Tak, właśnie tak. Rozumie Proboszcz, sport sportem ale bezpieczeństwo najważniejsze – powiedział Ginter wyraźnie znudzony rozmową i dający sygnał do skończenia dialogu.

- No dobrze, nie przeszkadzam. Z Bogiem i powodzenia. A jeszcze jedno, wczoraj pod wieczór w łódce widziałem mojego znajomego…. Jan podobno nie wrócił do domu, nie widzieliście czy ktoś pływał z wami albo łowił ryby?

- Ewidentnie byliśmy sami proszę księdza. Ale będziemy się rozglądać, bo jak widać przez jakiś czas tutaj jeszcze będziemy. A przepraszam że tak pytam, jestem ciekawy bo mamy mały problem, tutaj na parkingu jak było jeszcze ciemno ktoś zniszczył nasz sprzęt do pracy… Może zatem proboszcz kogoś jeszcze widział, rozumie ksiądz… jak dowcipniś zapłaci za szkodę to może my zapomnimy o sprawie, jak nie, no cóż będziemy zmuszeni powiadomić Policję – rzucił Ginter.

- Jan to emerytowany mieszkaniec Dorotowa,  z krwi i kości Warmiak i wędkarz.   Innymi słowy Pan starej daty. Nigdy nikomu nie powiedział nawet złego słowa, więc o nim nie mówimy, bo jest i powinien być poza podejrzeniem.  Czy był ktoś inny, raczej obcych nie widziałem. Ale zapytajcie Listonosza, on dużo wie, chodzi po wsi i rozmawia z ludźmi, jeśli ktoś coś wie na pewno podzieli się tą wiadomością z Listonoszem

W tym momencie wypowiedź księdza przerwała syrena karetki pogotowia, jadącej od strony Olsztyna, która po chwili skręciła z piskiem opon we wjazd do Dorotowa i pojechała w stronę centrum wsi, zatrzymała się gdzieś w okolicy Hotelu Galery. Po chwili taką samą drogę przebył radiowóz Policyjny, ale ten jechał już tylko z włączonymi kogutami bez sygnałów dźwiękowych. Rozmówcy odprowadzili wzrokiem przejeżdżające samochody, skwitowali zgodnie że pewnie ktoś zasłabł, następnie pożegnali się, ksiądz szybkim krokiem udał się w drogę powrotną na Plebanię a Ginter z Grzegorzem wrócili do swoich prac.

- Pewnie znaleźli naszego znajomego trupa w łódce. Za chwilę może i tutaj być Policja. Ja wracam do biura, Grzegorz tak to kurwa zorganizuj żeby za 5 minut nie było tutaj po nas śladu,  czy to jasne?  - rzucił Ginter

- Tak jest – odpowiedział Grzegorz, dając jednocześnie znak swoją ręką ludziom pracującym przy załadunku barek, aby się śpieszyli.

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.

 

Opowieść Warmińska XXII

Gdy uczestnicy kolacji/śniadania dobrze się bawili w swoim towarzystwie, co było widać i słychać, zwłaszcza przy opowieściach  Grzegorza, Listonosz w tym czasie obserwował ich, choć z pewnej i bezpiecznej dla niego odległości. Zdecydowanie był dobrze zakonspirowany i praktycznie nie do zauważenia w ciemnościach jesiennej nocy warmińsko-mazurskiej. Stał w wodzie w gęsto rosnących trzcinach, gdzie woda sięgała mu mniej więcej po pas, około 50 metrów od barek z Honkerem. Bacznie obserwował  biesiadników ale to nie było ważne.... ważne było to - że nie miał planu co dalej. Stojąc w zaroślach zdawał sobie sprawę z dwóch rzeczy, pierwsza – zdecydowanie należy odebrać im ciało Jana, jeśli tego nie zrobi być może nigdy nie zostanie ono odnalezione i pochowane z godnością,  druga wyraża się tym, że intruzi niewątpliwie czegoś szukają na Wyspie, być może podziemnych tuneli a dokładnie tego co w nich się znajduje,  w tym celu robili odwierty i pobrali z ziemi próbki. Jeśli odnajdą tunele – cała prawda o Wyspie wyjdzie na światło dzienne a to nie wchodziło w grę - przecież obiecał to Janowi….

Listonosz zdał się na instynkt, podpłynął do barek na których już znajdował się samochód z wiertnicą, odwiązał liny owinięte do przybrzeżnych drzew i uwolnił barki. Następnie lekkim delikatnym ruchem odepchnął barki od brzegu a te unoszone przez fale wzburzonego jeziora natychmiast chwyciły swój właściwy pęd i kierunek.

-Co dalej, co dalej, myśl… człowieku!? – dumał Listonosz

Będąc jeszcze na dryfujących barkach zerknął do środka samochodu, zauważył tam kilka metalowych pojemników wraz z naklejonymi kartkami i wypełnionymi odręcznie rubrykami. Domyślił się że to zapewne pojemniki z próbkami z wierceń. Listonosz szybkim ruchem otworzył pierwszą tubę, obrócił ją do góry dnem i wysypał z niej zawartość prosto do jeziora,  po chwili powtórzył tę czynność z pozostałymi pojemnikami. Wszystkie wyrzucił do wody, oprócz jednego, na ten jeden miał już gotowy zgoła odmienny plan. Gdy był już około 40 metrów od Wyspy postanowił zwolnić zaczepy unieruchamiające Honkera. Gdy to uczynił wszedł do samochodu, przełożył dźwignię skrzyni biegów w pozycję biegu jałowego i zwolnił ręczny hamulec. Barki, które kołysały się na tafli Jeziora po woli wprawiły stojący na nich samochód w ruch, lekko do przodu, lekko do tyłu – tak na przemian. Listonosz w tym czasie wszedł na łódkę z ciałem Jana, odczepił ją od barek i delikatnym ruchem wioseł zaczął płynąć w stronę brzegu – Hotelu Galery. Gdy był 10-15 metrów od barek zauważył że Honker mocniej się kiwnął i zjechał tylnymi kołami za rant platformy najazdowej a następnie siłą rozpędu zsunął się całym swoim ciężarem do wody, wydając przy tym bardzo wiele hałasu. Kilka sekund i cały poszedł szybko pod wodę, pewnie ciężar wiertnicy zrobił swoje.  W tym czasie Listonosz był już w połowie drogi pomiędzy Hertą a Dorotowem, nie widział intruzów przebywających na Wyspie, podobnie jak i oni jego, ale po zsunięciu się samochodu do wody były słyszalne z Wyspy głosy, wręcz krzyki i dające się zrozumieć przekleństwa i wzajemne pokrzykiwania różnych osób na siebie.

- Teraz to możecie mi skoczyć …. Były próbki i nie ma próbek.  Miękiszony załatwił was zwykły li..sto…nosz! Sugeruję wpław ruszyć do Dorotowa albo czekać na pomoc - pomyślał rozbawiony Listonosz.

Gdy dopłynął do brzegu obok Hotelu Galery, wyszedł z łódki i miał zamiar delikatnie wciągnął ją na brzeg. Listonosz tym razem nie chciał pozostawić łódki z ciałem Jana na jeziorze, bo obawiał się powtórki z przechwycenia łodzi przez intruzów, tym razem miał zamiar zostawić ją na brzegu, tak aby była pewność że ktoś z bliskich znajdzie ją a dokładnie Jana i dojdzie ostatecznie do właściwego pochówku. Nie zdążył jednak tego zrobić. Wnet na wewnętrzny parking z impetem wjechało duże auto, wyglądało na auto terenowe. Listonosz instynktownie czuł że raczej nie przyjechał gość hotelowy, ale raczej ktoś od intruzów. Szybko w mgnieniu oka zanurzył się w wodzie i wpłynął pod mały pomost, umiejscowiony zaraz obok drewnianej budowli służącej do przechowywania sprzętu wodnego: kajaków, żaglówek, rowerów wodnych etc. Zanurzył się w wodzie prawie w całości, nad wodą wystawał jedynie nos przez który nabierał i wypuszczał powietrze. W pewnym momencie zauważył starą dużą ściekową rurę, którą zapewne kiedyś spuszczano wody deszczowe choć pewnie  nie tylko... wprost do jeziora. Przeczuwając niebezpieczeństwo wcisnął się do niej na tyle głęboko, że zdołał schować całe swoje ciało. Rura była zalana wodą ale nie przy samym górnej jej ściance, dzięki czemu Listonosz mógł dalej oddychać. W tym samym momencie samochód zaparkował przy samym jeziorze, przy włączonych światłach drogowych i dużych halogenach umiejscowionych na jego dachu. Po chwili z samochodu wysiadło trzech  "dżentelmenów" i dało się usłyszeć rozmowę.

- Ginter, patrz jest łódka z ciałem, może to on? Ze strachu zszedł na zawał czy co?

- To nie on...., na ciało w łódce chłopaki natrafili jeszcze przed dostaniem się na wyspę. Pan żartowniś zwiał lub ukrył się gdzieś tutaj. Przyświeć no tutaj - Ginter wskazał na taflę jeziora a dokładnie na pomost, na który Ginter właśnie wszedł, i był to ten sam pomost pod którym wcześniej schował się Listonosz.

- Słuchajcie – zwrócił się do dwóch towarzyszących mu osób - Sprawdźcie kurwa okoliczne krzaki, pomosty a dokładnie to co jest pod nimi i wszystko w promieniu 500 metrów. Albo się tu kurwa ukrył albo już spierdolił, ale tak czy inaczej musi być jeszcze blisko… Jeśli usłyszycie dźwięk silnika motocykla lub samochodu zatrzymujecie go i prześwietlacie kierowcę i pasażera, jeśli taki jest. Jeśli chce koleś spierdolić jakimkolwiek pojazdem….Wy mu na to nie pozwolicie, jeśli koleś siedzi tu przyczajony gdzieś w swojej norze Wy go kurwa znajdziecie. A jeszcze jedno obudzić ciecia z Hotelu i przejrzeć nagrania, musze znać twarz tego skurwiela… a może dowiemy się czegoś więcej. Tak czy inaczej strefa ZERO 500 metrów. Do roboty Panowie, za godzinę świta.

W tym momencie zadzwonił telefon. To był telefon Gintera.

-  No brawo Grzesiu. Powiedz mi bracie, jak to jest możliwe, że ktoś zajebał ci barki wraz z wiertnicą i próbkami odwiertów, a ty kurwa nic o tym nie wiesz? Zostałeś ograny jak sierściuch…. (…)

- Co ty pierdolisz, jacy profesjonaliści?. Jak dojeżdżaliśmy do Dorotowa poprzez noktowizor widziałem jednego człowieka, jednego Grzegorz… Może to był i profesjonalista a może zwykły przypadkowy gość typu wędkarz lub sprzedawca kurwa z żabki (…) który załatwił ciebie i pozostałych sierściuchów, bo wkurwił się że mu straszycie ryby.

- (,,,,)

- Wiem że w Dorotowie k-----wa nie ma żabki…. I co z tego? Kurwa to może kierowca PKS lub listonosz, nie wiem jeszcze tego ale się dowiem i ty mi w tym pomożesz, rozumiesz?. Swoją drogą nie zamierzam wysyłać po was jakiejkolwiek łódki, zapierdalać wpław, co więcej macie na to 30 min. Po tym czasie…. osobiście rozpierdolę wam łby, wszystkim po kolei, twój zostawię na koniec…

- (…)

- Tak wiem znajdziesz go i zajebiesz…. Słuchaj, powiem tobie tak, znajdziesz go i żywego mi go przyprowadzisz… do mojego gabinetu w „Centku”. Chcę wiedzieć dla kogo….., kurwa ten żartowniś pracuje…. Chcę osobiście to od niego usłyszeć. Rozumiesz?!

- (…)

- Dobra, nie przepraszaj….. wiesz k------wa że tego nie lubię ….  Czekam na was na plaży. Kończę… musze zająć się barkami i  przewoźnikami, którzy za godzinę przyjadą po nie, a które wyobraź sobie …… k----wa dryfują jeszcze po jeziorze….

Po chwili samochód odjechał z parkingu hotelowego, Listonosz wiedział że to jeszcze dla niego nic nie oznacza, musi jeszcze jakiś czas posiedzieć w ukryciu, być może do świtu włącznie. Było mu zimno, dość trudno mu się oddychało, ale lepiej przez jakiś czas posiedzieć w niewygodnych i mało komfortowych warunkach niż być martwym.

 

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.

 

UWAGA

Powoli ale konsekwentnie zmierzam do zakończenia publikowania fragmentów tej Opowieści na stronie KANCELARII, reszta w KSIĄŻCE.

 

Opowieść Warmińska XXI

Kapsel przygotował się na uroczyste ognisko perfekcyjnie, miał ze sobą wszystko to co było niezbędne, tak aby standard tej kolacji a może śniadania, wszystko zależy jak na to się spojrzy, przybliżyć do standardu dobrej restauracji. Było wszystko co niezbędne, talerzyki, sztućce, kubeczki, lamki do wina i sam alkohol, rzecz jasna do wyboru do koloru – począwszy od czegoś mocniejszego poprzez wino a skończywszy na piwie. Gdy zdejmował „żużel” i kiełbaski z prowizorycznego rusztu zauważył światła Honkera, który powoli zmierzał w jego stronę, z przodu szedł Grzegorz pokazując mu drogę a za samochodem podążali pozostali pracownicy GEO-Max.  Po chwili samochód podjechał pod same barki i dało się usłyszeć głos Grzegorza, który naprowadzał kierowcę samochodu na prawidłowe tory.

- Powoli…, powoli…..przednie wjechały…..tak dobra…. jeszcze trochę…. OK. STÓJ.

Po krótkiej chwili Honker z wiertnicą był już zaparkowany na barkach.

- Nawet szybko poszło… - rzucił do siebie Grzegorz. A gdzie są próbki chłopaki?

- Szefie, włożyłem do kabiny Honkera – odpowiedział jeden z pracowników GEO-Max. Są ponumerowane z opisem z którego miejsca pochodzą plus mapa z naniesionymi punktami odwiertów i ich numerami.

- OK. Zabezpieczcie samochód, przyblokujcie koła najazdami a sam samochód dwoma linami jedna z przodu druga z tyłu. Jezioro jest wzburzone. Robi się średnio bezpiecznie.

Gdy samochód został zabezpieczony zgodnie z poleceniami Grzegorza ten zezwolił na zasłużony odpoczynek przy ognisku. Gdy podchodzili grupą Kapsel trzymał już w jednej ręce butelkę whisky w drugiej lampkę zapełnioną tym trunkiem po same brzegi.

- Grzesiu, to dla Ciebie, trzymaj bracie…. Akcja na medal, jak zwykle.

- Szczodrze nalałeś – odpowiedział Grzegorz

- Bo chyba zasłużyliśmy wszyscy jak nigdy, siadajcie i korzystajcie. Grześ – w pierwszej kolejności Twoje zdrowie szefie. W tym momencie Kapsel podał lampkę z trunkiem Grzegorzowi, zaraz potem nalał sobie tyle samo do drugiej lampki, wziął ją do ręki, zrobił gest poprzez lekkie uniesienie szklanki do góry z jednoczesnym radosnym spojrzeniem na Grzegorza i pozostałych pracowników GEO-Max i upił potężnego łyka.

- Dobre do kurestwo, po robocie smakuje jeszcze lepiej, a przy ognisku z kumplami i kiełbaskami porównałbym to do….

- Do soku o którym mówił Dario, czyż nie to chciałeś właśnie powiedzieć – przerwał mu Grzegorz wybuchając śmiechem.

- Tak, ku…..wa….. do soku, Grzesiu jak zwykle w punkt. Siadajcie, czym chata bogata.

Grzegorz z pozostałymi pracownikami rozpoczął konsumpcję, po szybkości zjadanego jedzenia i popijania procentowym trunkiem widać było gołym okiem że noc była dla nich wyczerpująca, widać że zgłodnieli a i pragnienie nie dawało o sobie zapomnieć.

- Co za przypadek, ponownie jezioro, ognisko i wspólny posiłek, pamiętasz Band-e Amir, wprawdzie tam był posiłek w pewnej odległości od jeziora i był zdecydowanie skromniejszy ale okoliczności podobne, wspólna akcja także zakończona sukcesem – zaczął wspominać Kapsel

 

- Taaaaak….. tam po raz pierwszy uratowałem twój tłusty tyłek – odparł Grzegorz.

- Jezu co tam się działo…, co to była za przygoda, myślę że mogłaby posłużyć do napisania dobrej książki lub nakręcenia filmu - odparł wyraźnie podniecony powrotem do wspomnień Kapsel

- No to opowiadajcie kur….wa, zaczęliście do wypada dokończyć – rzucił operator wiertnicy

- No fakt. Robiliśmy z Kapslem i dwoma "sierściuchami" rozpoznanie sił i środków Talibów przebywających niedaleko zapory umiejscowionej pośród 6 jezior zlokalizowanych w centralnej części Afganistanu. Jeziora te, ich położenie i kolor – mówię wam bajka. Przecudowne miejsce, kolor wody pamiętam do dzisiaj szmaragdowo-niebieski a w nich ogromne ryby, ilość taka że można było je łowić rękoma. Trzeba wiedzieć, że było i jest to ważne miejsce dla miejscowej ludności, bo jest to naturalny rezerwuar słodkiej wody. Dostaliśmy sygnał, że Talibowie będą się przymierzać do wysadzenia jednej z zapór na Band-e Amir, po to aby zniszczyć okoliczną osadę a winę za wszystko zrzucić na wojska Koalicji. Cel ich był taki, żeby zniechęcić lokalsów do Nas i przestać nam pomagać. Tak więc dostaliśmy zadanie sprawdzić siły i środki, którymi mogli dysponować Talibowie w tamtych okolicach. Rozpierducha ogólna z powietrza lub ostrzał rakietowy nie wchodziły w grę, istniało zbyt duże ryzyko uszkodzenia zapory, ponadto był to teren zamieszkały przez zaprzyjaźnione wioski. Potrzebna była operacja precyzyjna, szybko i konkretnie idealnie w cel, po prostu działanie typowo chirurgiczne. A żeby tak się stało potrzebne było dobre rozeznanie. W okolice jezior udaliśmy się „łopatami” a później 2 km pieszo. Gdy byliśmy wystarczająco blisko wykonaliśmy kilka meldunków, zdjęć i wydawało się że misja przebiegnie bezproblemowo. Nagle jeden z "sierściuchów" zauważył patrol Talibów, który zmierzał w naszą stronę, na szczęście nie mieli noktowizorów i nie widzieli nas z daleka, nie mniej zdążali w naszą stronę a my nie mieliśmy jak się ukryć – w okolicy nie było nic oprócz niewielkich głazów i jeziora. Wydałem wtedy szybką komendę rozebrania kałacha, lufa w usta i do wody. Tak zrobiliśmy. Nie wiem ile nam to zajęło ale to były sekundy, myślę że wówczas każdy z nas pewnie pobił swój rekord w szybkości rozebrania kałacha. Gdy wszyscy znaleźli się pod wodą, wystawały nam tylko tylko w niewielkim zakresie lufy kałachów przez które mogliśmy oddychać. W wodzie byliśmy dla pewności około 20 minut. Po wyjściu z wody byliśmy praktycznie bezbronni, wszystko mokre, części od kałachów gdzieś w wodzie, na szczęście działało radio. Wróciliśmy na umówione miejsce pod osłoną nocy i tam w oczekiwaniu na „łopaty” Kapsel urządził nam namiastkę kolacji. Ku….wa wyobraźcie sobie że ten cwaniak w trakcie pobytu pod wodą zdołał jeszcze złapać jedną z ryb, pozbawić ją żywota a po wyjściu z wody zabrał ją ze sobą. Rybka ta, w trakcie oczekiwania na "łopaty", posłużyła do kolacji, skromnej ale zawsze….

- Ale się wówczas bałem. To był mój pierwszy raz, gdy byłem w bliskiej odległości od Talibów i byłem bezbronny, nie wiedziałem czy zabiją mnie strzałem w wodę czy przejdą obok, nie wiedząc co skrywa ich piękne jezioro - rzekła Kapsel

-No dobra my tu gadu-gadu a "żużel" stygnie. Kapsel podaj mi ten duży kawałek, dawno tego nie jadłem, wiecie w mieście z Ginterem tylko surówki, kapusta słodka, sałatka lub kawior. Kur.....wa z nim jak idę do knajpy, przepraszam restauracji, to wiem, że się nie najem, wyjdę głodny i pozostanie szybki posiłek na Orlenie. Kapsel podaj go wreszcie. Mamy mało czasu, za 2 godziny przyjadą ciężarówki po barki, w tym czasie musimy już być na plaży w Dorotowie.

 

 

 

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.

AKADEMIA SZTUKI WOJENNEJ

Miło jest Nam poinformować, że w dniu 23 listopada 2023r. Mecenas Jakub Piotr Przymęcki, jako jeden z wielu zaproszonych gości uczestniczył w uroczystości zorganizowanej na Akademii Sztuki Wojennej w Warszawie z okazji Święta Wojskowej Służby Prawnej połączonej z Inauguracją Nowego Roku Akademickiego na Wydziale Prawa i Administracji 2023/2024.

Opowieść Warmińska XX

XX

Listonosz postanowił wykorzystać sytuację związaną z zatrzymaniem barek. Operator barek czy też sternik statku pływającego, bo tak można określić barki pływające po jeziorze, wyłączył silniki zaburtowe, po to aby można było złączyć barki z łódką Jana. Trochę czasu zajęły także rozmowy Grzegorza z Kapslem co do tego co mają teraz zrobić oraz samo przeniesienie ciała Jana na barki. To wszystko odbywało się w odległości nie większej niż 20 metrów od wyspy, na której znajdował się Listonosz. Wpatrując się w obrazek przenoszenia ciała Jana z łódki na barki Listonosz podjął natychmiastową decyzję, mianowicie o podpłynięciu cichutko wpław do barek, po to aby złapać się łódki Jana, która pociągnie go do tego miejsca, w które zmierzają barki. Listonosz nie miał innego wyjścia, wiedział że w takiej temperaturze wody może nie dopłynąć do miejsca docelowego intruzów bez jakiejkolwiek pomocy, nawet jeśli tym miejscem docelowym miałaby być HERTA. Listonosz będąc w wodzie cichutko zanurzył ciało i zaczął płynąć żabką w stronę barek. Dla niego było oczywiste, że jak będzie płynąć bez zbędnego hałasu raczej nie zostanie zauważony, tym bardziej że potencjalne reflektory były zamontowane na przodzie barek, ponadto nikt z obecnych na barkach nie spodziewał się intruza, na dodatek płynącego wpław do nich o tej porze roku. Gdy był kilka metrów przed barkami usłyszał.

- Dobra spadamy na Hertę, odpalaj silniki.

Listonosz wiedział że to ostatki moment, aby złapać się łódki Jana, jeśli barki ruszą będą szybko nabierać prędkości i wówczas złapanie się czegokolwiek, czy to łódki lub barki - będzie niemożliwe. Gdy usłyszał dźwięk odpalanych silników zanurzył całe ciało wykonał kilka szybkich, mocnych i głośnych ruchów rękoma i nogami i tak aż do momentu, gdy znalazł się przy samej łódce. W sumie w tym momencie mógł pozwolić sobie na hałas, bo i tak zostanie on zagłuszony przez pracujące silniki zaburtowe. Z łódki Jana zwisała do wody cuma, Listonosz złapał ją mocno i za chwile był ciągnięty za barkami i łódką Jana w stronę Herty. Podróż na wyspę trwała około 15 minut, Listonosz widząc zbliżającą się wyspę postanowił puścić się łódki Jana i dopłynąć do wyspy samemu kilkanaście metrów z boku licząc od miejsca cumowania barek. Dopływając do brzegu trząsł się jak galareta, choć jego mózg nie zarejestrował i nie przekazał do jego świadomości zimna. Trzymała go adrenalina, szybko zdjął ubranie, wykręcił z wody spodnie i założył je z powrotem, bluzę również wykręcił choć postanowił jej nie zakładać, lecz przewiązać się w pół. Całe odkryte ciało postanowił wysmarować gęstym błotem aby chociaż w niewielkim zakresie stworzyć warstwę termiczną, pozwalającą choć trochę nabrać temperatury. Następnie zaczął nasłuchiwać, co planują przybysze.

W tym czasie z barek zjechał Honker z wiertnicą, zaraz przy barkach zatrzymał się, kierowca rozstawił łapy mające unieruchomić i usztywnić samochód a pracownicy przystąpili do rozkładania wiertła. Trzeba powiedzieć, że nawet sprawnie im to szło, rozumieli się bez słów, w kilka minut wiertnica była ustawiona pionowo do podłoża i zaczęła swoją prace. Jeden odwiert zajął im nie więcej niż 45 minut. Gdy skończyli przemieścili się samochodem w głąb wyspy. Dla samego kierowcy Honkera nie był to problem, na wyspie pozostały niezarośnięte lub słabo zarośnięte ścieżki, które w czasach świetności wyspy służyły do przemieszczania się po niej, a były na tyle szerokie że zimą po nich były nawet organizowane kuligi złożone z zaprzęgu konnego i dużych sań. Gdy wiertnica wraz z pracownikami GEO-Max wjechała w głąb wyspy Listonosz podążał za nimi, obserwował ich, nasłuchiwał, kierowała nim ogromna ciekawość, nie wiedział przecież po co te odwierty, czy mają związek z tajemnicą Herty czy też nie. Ponadto chciał wiedzieć co zamierzają zrobić z ciałem Jana. Przy samych odwiertach pracownicy GEO-Max mało mówili, raczej pracowali. Po kolejnej zmianie miejsca wiercenia nagle jeden z nich rzucił głośno

- Dobra, jeszcze ten jeden odwiert i fajrant, mamy trochę czasu więc idę przygotować ognisko – rzucił Kapsel

- A masz kiełbaski? – spytał operator wiertnicy

- Nie tylko kiełbaski ale i znajdzie się coś mocniejszego, Grzegorz zapraszam na wystawą kolację… o przepraszam….. śniadanie rzecz jasna, bo mamy blisko 3.00 rano – rzucił wesoło Kapsel.

- Dobra, idź. Faktycznie należy nam się trochę przyjemności, mamy już prawie wszystkie próbki czyli to na czym nam zależało  – odpowiedział Grzegorz. Przy kolacji czy tam śniadaniu czekam na pomysły co dalej z trupem. Tylko mądre pomysły proszę, najlepszy nagrodzony będzie szklanką ŁYCHY – rzucił lekko rozbawiony Grzegorz.

Po kilkudziesięciu minutach wiercenia dało się usłyszeć

- OK …..koniec, mamy wszystko – powiedział wyraźnie zadowolony Grzegorz.

W tym momencie zadzwonił jego telefon, Grzegorz nie odebrał go od razu, postanowił najpierw oddalić się od wiertnicy i gdy był wystarczająco daleko, choć z drugiej strony bardzo blisko Listonosza, po dłuższej chwili odebrał połączenie.

- Halo, czy WY ku---- wa w ogóle śpicie? ……………………Tak mam próbki………. Tak ku---------wa po badaniach dam znać. Po rozłączeniu połączenia rzekł tak na pożegnanie rozmówcy „Sp-------dalaj”, choć ten zapewne już tego nie usłyszał.

Gdy zakończył połączenie, nagle jeden z pracowników GEO-Max rzucił w jego stronę.

- Co ku-----wa GINTER nie może spać, mógł przyjechać tutaj z nami, każda para rąk na wagę złota.

- Tak….tak….. Dobra Panowie……, próbki do Honkera i wszystkich za moment zapraszam na ognisko, a jak widać po łunie jest już rozpalone i mam nadzieję że kiełbaski też są, bo jestem cholernie głodny. Zanim chwile przyjemności najpierw załadujemy samochód na barki, chcę mieć wszystko przygotowane na powrót.

- A dziewczynki będą – rzucił jeden z pracowników GEO-Max.

- Dziewczynek nie będzie ale za to będzie ktoś inny - nieboszczyk, ale to też wyzwanie bo ten ktoś wymagać będzie także właściwej, no może nie atencji ale naszej uwagi zakończonej naszą decyzją co do najbliższej przyszłości tego gościa – odpowiedział Grzegorz.

 

 

 

 

Opowieść Warmińska XIX

Listonosz z trudem a przede wszystkim z wielkim bólem serca wyniósł przyjaciela z podziemnych tuneli. Wiedział że nie może nikogo zawiadomić o jego śmierci, nie mógł także powiedzieć gdzie i w jakich okolicznościach to się stało. Postanowił zatem zrobić to co będzie dobre, tak dla Jana, choć pewnie jemu w zasadzie w tych uwarunkowaniach było już wszystko jedno, ale i dobre dla samej Herty, to jest utrzymać za wszelką cenę wszystko w tajemnicy. Listonosz postanowił ułożyć ciało Jana w łódce i podpłynąć najbliżej Dorotowa, jak tylko się da. Bliżej brzegu miał opuścić łódkę i dopłynąć do brzegu wpław, zaś łódkę z Janem miała dnia następnego odnaleźć lokalna ludność i zająć się pochówkiem. Wprawdzie woda była już zimna, około 12-14 stopni, ale dla Listonosza to nie był problem, był człowiekiem zahartowanym, od pięciu lat zażywał kąpieli jeziornych zimą, co czynił co tydzień w niedzielę o godzinie 12 przez cały okres jesieni, zimy i wiosny. Gdy łódź była w połowie drogi pomiędzy Hertą a Dorotowem Listonosz dostrzegł nietypowy ruch samochodów i ludzi na plaży w Dorotowie. Listonosz nie był pewny co tam się dzieje, było kilka samochodów z włączonymi światłami i silnikami, dało się zauważyć kilka osób pośpieszne krzątających się pomiędzy samochodami i coś więcej, coś co wyglądało na barki, które właśnie zaczęli wodować. Postanowił wykorzystać sytuację i skierować łódkę w stronę plaży.

- Im szybciej znajdą Jana tym szybciej dojdzie do godnego pochówku – pomyślał.

Listonosz będąc przy Wyspie Ślimaczej przez niektórych nazywaną Wyspą Króliczą, która znajduje się od plaży w Dorotowie około 60 metrów, postanowił wysiąść z łodzi a ją samą wypchnąć w stronę ludzi z plaży. Była noc, więc nie mogli widzieć jak Listonosz opuszcza łódkę kierując się na Wyspę, ponadto byli zajęci swoją pracą.

- Mam nadzieję że zauważą i mam nadzieję że prędzej niż później– pomyślał,

Listonosz ukrył się z krzakach i bacznie obserwował to co powinno się za moment wydarzyć. Łódka z Janem była kilkanaście metrów od brzegu a ludzie z plaży dalej go nie zauważyli, byli zajęci swoimi pracami a nie podziwianiem lustra wody i odbijającego się w nim „światła” Księżyca. Listonosz zauważył że prace „plażowiczów” nabierały tępa, nie było dużo hałasu, choć dało się w nocnej ciszy usłyszeć głośniejsze rozmowy i kierowanie pracami przez jednego człowieka, pewnie ich szefa.  W pewnym momencie Listonosz zauważył, że na te dwie barki dopiero co zwodowane wjechał samochód ewidentnie terenowy z czymś przykręconym do jego tylnej części - paki, wyglądało to na jakaś maszynę.

- Jezu, to wiertnica…. Jadą robić odwierty…… Jadą ewidentnie na HERTĘ – pomyślał.

Po chwili barki będące wyposażone w małe elektryczne silniki ruszyły i skierowały się w głąb jeziora, z przodu miały włączone dwa halogeny, choć nie dawały one silnego strumienia światła, wszystko po to aby nie rzucać się w oczy. Gdy były w połowie drogi pomiędzy plażą a Wyspą Ślimaczą, na której ukrył się Listonosz, któryś z pracowników GEO-Max krzyknął:

- Uwaga tam z  przodu!!! Halo jest tam ktoś, proszę uważać, proszę nas bezpiecznie minąć! Halo jest tam ktoś!!??

W tym samym momencie ktoś włączył trzeci halogen, ten był naprawdę silny, oświetlił całą łódkę i wszystko dookoła niej w promieniu kilkunastu metrów.

- Ku----wa po co krzyczysz, tylko zwracasz na nas uwagę, tam nie ma nikogo, chociaż zaczekaj….. kur-wa jest…… ale chyba śpi – powiedział Kapsel.

- Co się drzecie, jakiś problem?- zapytał Grzegorz

- Grzesiu przed nami łódka z jakimś typem……. chyba naje---nym, co robimy?

- Skąd wiesz że naje---ny?

- Typ leży, raczej śpi więc podejrzewam że naje----ny – odparł Kapsel.

- Może naj-----ny a może nie….. Podpłyń do niego sprawdzimy, nie możemy pozwolić sobie na świadków - rzucił pewnie Grzegorz do osoby sterującej barkami.

Po chwili barki złączyły się z łódką na której leżało ciało Jana. Grzegorz jako pierwszy zszedł z barek na łódkę, kucnął popatrzył na ciało, przytknął palce do szyi osoby leżącej.

- Ku---wa nie żyje – powiedział głośno Grzegorz, niby do siebie ale frazę te usłyszał każdy będący na barce, co więcej echo wypowiedzianych słów dobiegło także do uszu samego Listonosza.

- Kapsel, choć pomożesz mi wciągnąć go na barkę. Zabieramy go stąd. Na razie na HERTĘ, później zobaczymy.

- Grzegorz, po co nam ten typ, odepchnijmy go z łódką i z głowy – powiedział Kapsel.

- NIE!!!! Jak znajdą nieboszczyka będą sprawdzać w jakich okolicznościach zmarł, może wejdą na HERTĘ i zobaczą świeże ślady po HONKERZE z wiertnicą, po odwiertach…. Jak myślisz co zrobi Policja, nie wiesz? Nie wiesz?…… To ci powiem!!!……Zbudują historyjkę że typek był świadkiem czegoś tutaj, a my go zajeb------śmy, chcąc się pozbyć świadka wydarzeń z HERTY. Sprawa nabierze rozgłosu. Nie ma na to zgody. Działamy w głębokiej konspiracji i tak KU-----WA ma zostać. Zabieramy go.

Listonosz już wiedział, że sprawa nie wygląda dobrze. Ciało Jana trafiło w nieodpowiednie ręce, może zostanie ukryte i nikt nigdy go nie odnajdzie, pogrzeb jeśli się odbędzie to z pustą trumną. Najgorsze w tym wszystkim będzie to, że on będzie posiadać pełną wiedzę o wszystkim a nie będzie mógł nic powiedzieć, co więcej pomóc, bo jeśli ciało zostanie ukryte to on też nie będzie wiedzieć gdzie, w którym miejscu.

- Jan, obiecałem chronić HERTĘ - zrobię to,  za cel honoru postawiłem sobie doprowadzić do godnego twojego pochówku – zrobię to. Nikt i nic mnie nie powstrzyma – pomyślał – przygryzając przy okazji mocniej dolną wargę, do tego stopnia że popłynęła cieniutka strużka krwi po jego brodzie i skraplając się na jego bluzie z napisem „I LOVE PARIS”.

 

 

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.

 

OLSZTYN - jakiego nie znacie

OLSZTYN - jakiego nie znamy.

OLSZTYN - To Wielka Rzecz.

 

i okolice OLSZTYNA

OLSZTYN - jakiego nie znamy...

OLSZTYN jakiego nie znamy. Gdzie To Jest???

Nieoczywiste Miejsca - To Wielka Rzecz.

z

Opowieść Warmińska XVIII

Grzegorz skończył transakcję na ORLENIE i pośpiesznie udał się w kierunku Dorotowa a dokładnie na umówione miejsce na plaży. Gdy dojeżdżał na miejsce zauważył dwa samochody ciężarowe na tablicach z Lidzbarka Warmińskiego na których były załadowane dwie barki. Dało się zauważyć, że rozładunek właśnie się zaczął a pracami kierował nie kto inny jak sam ……GINTER a obok niego stał Kapsel wymachujący rękoma i dający znak kierowcy co do poprawności rozładunku.

- Co oni tu robą? – pomyślał Grzegorz.

Grzegorz zaparkował na parkingu przed samą plażą tuż obok MERCEDESA G, którym przyjechał GINTER. Samochód GINTERA był nietuzinkowy, nie tylko że to Mercedes G ale dlatego że był w kolorze BLACK Metalic za wyjątkiem dachu, który był w złotym kolorze, podobnie jak duże 19 calowe felgi i boczne lusterka. Tak swoją drogą samochód brzydki, kanciasty nie zmieniona sylwetka od blisko 40 lat, a mimo to robi dobrą robotę.  Patrząc na kolor i dodatki zdecydowanie samochód o niespotykanym wyglądzie, pewnie jedyny taki w Polsce. Grzegorz wysiadł z samochodu, udał się w kierunku Gintera a podchodząc do niego miał w pamięci Policjanta, kobietę w windzie, parę zakochanych w AUDI Q8 i sms, którego właśnie przed chwilą dostał. Zdecydowanie bił się z myślami szukał odpowiedzi na kluczowe pytanie, czy o wszystkim powiedzieć….., czy powiedzieć o wszystkim GINTEROWI.

- Wiedziałem że dzisiaj dasz dupy. Za dużo łychy Grzesiu. Swoją drogą na twojej twarzy rysuje się zmęczenie lub zwątpienie, być może wywołane alkoholem lub  czymś innym. Czy tak jest?

- Miałem kontrolę drogową i tyle. Wiesz że nie lubię psów, każda rozmowa z nimi to adrenalina i pełno złości we mnie której chciałbym dać upust, a nie mogę – nic więcej – stwierdził Grzegorz.

- Tak na poważnie ostatnio wyglądasz inaczej, coś się stało, masz jakiś problem a może tak jak w przypadku Kapsla, ktoś się w Tobie kocha? – zapytał prześmiewczo GINTER.

- Dobra, przegiąłem z łychą i tyle, skupmy się na rozładunku – rzucił nerwowo Grzegorz.

Samochody ciężarowe stały obok siebie i praktycznie w tym samym momencie rozpoczęły rozładunek barek. Rozładunek przebiegał dość sprawnie, kierowcy użyli do rozładunku HDS- ów, zatem pomoc ze strony Kapsla czy Grzegorza była iluzoryczna. Po zdjęciu barek GINTER podszedł do ciężarówek rozliczył się z kierowcami podali sobie ręce i samochody zaczęły powoli opuszczać teren plaży.

- Kapsel, użyj najlżejszej wiertnicy, czym dysponujemy na chwilę obecną?

- GINTER udało mi się kilka dni temu wyhaczyć perełkę, facet spod Suwałk miał na sprzedaż wiertnicę na podwoziu HONKERA. Nabyliśmy to cudo za 40.000 zł.

- HONKERA? Na podwoziu HONKERA czy TARPANA?

- No HONKERA 2000 – odparł Kapcel

- No, No, No pamiętam te bryczki jeszcze z czasów służby w WP, dawały radę choć były proste jak konstrukcja cepa. No ale w wojsku o to chodziło, pojazd miał być tani i prosty w obsłudze. Dobra, jak się ściemni popłyniecie barkami na Wyspę, zróbcie tam kilka odwiertów, cztery na krańcach Wyspy i ze dwa w centralnej części. Tyle na początek. Jutro o 4.30 przyjadą ciężarówki i zabiorą barki. Obyście zdążyli wrócić na brzeg. Pierwsze wyniki próbek będą jeszcze jutro po południu…. Od tego uzależnimy dalsze czynności. I jeszcze jedno Kapsel poszukaj mi jakiegoś HONKERA 2000, chciałbym go podrasować, zrobić z niego rasową brykę na wypasie.

Rozmowę przerwał sygnał telefonu GINTERA

– Przepraszam musze odebrać. No proszę……. Raaaatuuuuusz, pewnie się już dzieje!!!– skitował GINTER prześmiewczo.

- Halo, tak, tak oczywiście będę, proszę przekazać Panu Prezydentowi że będę za 30 minut. Do widzenia – skończył GINTER.

- No i się zaczęło, Grzyb jest wku-----ny pęknięciami na estakadzie. Musze jechać na pilną naradę.

- GINTER, musimy pogadać…. – rzucił nagle Grzegorz. Próbę zagajenia Gintera przez Grzegorza przerwał dźwięk jego telefonu - Brrrrrrr Brrrrrrrr Brrrrrrrr.

- Tylko szybko, mam niewiele czasu. Tylko na początku odbierz ten telefon bo mnie kur….wia – rzucił Ginter

- Nie, to pewnie nic ważnego – odpowiedział Grzegorz.

-  Skąd wiesz, skoro nie odebrałeś. Odbierz – naciskał GINTER.

Grzegorz powoli wyjął telefon otrzymany od kobiety w windzie z bocznej kieszeni swojej eleganckiej marynarki, spojrzał na wyświetlacz, numer zastrzeżony. Postanowił odebrać połączenie.

- TAK?

- Grzesiu przyjacielu spójrz delikatnie na znajomy już tobie dach budynku LECH Centrum Ciepła. Tam jestem. Teraz mierzę prosto w łeb twojego przyjaciela GINTERA, szkoda mi będzie jego samochodu, pewnie zostanie obryzgany kawałkami jego mózgu, a taki jest ładny, błyszczący. Od ciebie zależy co się za chwile stanie. Zatem wybieraj, jeśli powiesz mu cokolwiek o nas wysyłam mu kuleczkę, nie powiesz, uratujesz mu życie. Decyzja?

- Tak, proszę nie dostarczać towaru, zmieniłem zdanie – rzucił enigmatycznie Grzegorz i się rozłączył.

- Coś się stało? – zapytał Ginter.

- Kurier z paczką. Zmieniłem zdanie, nie odbieram paczki niech odeśle do sprzedawcy – odparł Grzegorz.

- Grzesiu od kiedy gustujesz w Samsungach, zawsze tylko jabłuszko czy tam inna  gruszka a tu nagle coś takiego?

- Tak, tamten mi upadł i wyświetlacz dostał w łeb. Ten jak na awaryjny może być, jakoś się przemęczę – odparł szybko Grzegorz.

- OK!?. No to o czym chciałeś porozmawiać?

- GINTER, słuchaj muszę złapać trochę świeżego oddechu, te Mazury mnie przytłaczają, ta pogoda, te mgły, kur---wa tu jest tak depresyjnie….. Masz rację z łychą też przeginam, musze odpocząć i poczuć inne doznania. Malediwy 4-5 dni. Może być?

- Jak musisz…. Dobra. Ale meldujesz się cały i zdrowy w poniedziałek. Przed nami dużo zadań oprócz tego wchodzimy w nowy rozdział z Miastem Olsztyn – estakada się sypie…. plus za moment będziemy wiedzieć co skrywa nasza piękna HERTA.

 

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.

XVII Opowieść Warmińska

XVII

Dzisiejszy dzień zapowiadał się na bardzo pracowity, ekipa z GEO-Max miała przygotować sprzęt wiertniczy i jego transport na Wyspę HERTA, co miało się odbyć pod osłoną nocy.  Grzegorz wyjechał swoim białym BMW 5 Pakiet -M z parkingu Centaurusa około 9.30.

 

Wprawdzie godzina nie należała do bardzo wczesnych jednak dla Grzegorza była wczesna, za wczesna… Z tego co pamiętał zakończył noc około 2.30, było dużo whisky i whisky i whisky. Tak więc rano był zupełnie nie swój, poranna kawa z expresu nic mu nie pomogła, w samochodzie miał drugi kubek z kawą zrobioną w ŻABCE zlokalizowanej na parterze Centaurusa. Nie wiedzieć dlaczego ale te kawy z innego expresu niż ten własny jakoś tak smakują inaczej, lepiej? Grzegorz przejechał krótki odcinek ulicy Głowackiego, skręcił w Piłsudskiego i skierował się w stronę Ratusza. Tam na światłach obok Okrąglaka skręcił w lewo w Pieniężnego i czekała go długa prosta ….. aż do wylotu z Olsztyna a później do samego Dorotowa. Jego zadanie w ciągu dnia sprowadzało się do nadzorowania wyładunku barek na nabrzeżu Jeziora Wulpińskiego, zaraz obok plaży. To miejsce wybrał Ginter, było na widoku i o to chodziło. Przywóz barek i ich wyładunek a później wodowanie miało odbywać się na widoku w biały dzień, tak aby sprawiać wrażenie legalności. Sam zaś załadunek wiertnicy i wiercenie na wyspie miało odbywać się w nocy, tak aby nie prowokować niepotrzebnych pytań. Wyjeżdżając z Olsztyna Grzegorz w swoim samochodzie usłyszał sygnał dźwiękowy oznaczający REZERWĘ.

- Ku---wa w takim momencie. Ja pi------lę ten samochód to paliwo chyba pije i dodatkowo wylewa rurą wydechową. SMOK. Ku-----wa co za niemieckie gówno.

Długo się nie zastanawiał, na wyjeździe z Olsztyna jest duża stacja ORLENU, postanowił na nią wjechać i zatankować na maxa.

- Może na parę godzin starczy, co za szajs – powiedział jakby do siebie Grzegorz.

Gdy Grzegorz włączył prawy kierunkowskaz sygnalizujący zjazd z wylotówki na stację ORLEN nagle na jego drodze – tuż przed stacją benzynową- pojawił się Policjant z wyciągniętą do przodu ręką w której trzymał „lizaka” a drugą ręką nakazywał zjazd na pobocze.

- Ku----wa, Ku----wa, ja pie----dlę – krzyknął Grzegorz.

Grzegorz zatrzymał samochód tuż przed Policjantem, zgasił silnik i czekał na rozpoczęcie rutynowej kontroli drogowej. O prędkość się nie obawiał, wiedział że jechał wolno… 50 może 55 km/h

Policjant podszedł do bocznych drzwi od strony kierowcy. Zasalutował, w tym samym momencie  Grzegorz opuścił szybę i usłyszał standardową formułkę Policyjną.

- Dzień Dobry, aspirant Janusz KOŁODZIEJ KMP Olsztyn, czy wie Pan jaka jest przyczyna kontroli?

- Niech mnie Pan Aspirant oświeci, bo nie wiem, jak Boga kocham nie mam zielonego pojęcia – odparł Grzegorz

-Informuję Pana, że prowadzimy akcję trzeźwość, proszę dmuchnąć w niniejsze urządzenie sposób ciągły przez pięć sekund – odparł Policjant – który jednocześnie podsunął pod usta Grzegorza urządzenie do pomiaru stanu trzeźwości.

Grzegorz popatrzył na Policjanta, przez chwilę pomyśłał o swojej mocno zakrapianej nocy i o tym że wyniki zapewne będzie pozytywny. Jednocześnie szybko przyszło mu na myśl , że nie dojedzie do Dorotowa i cały projekt może wziąć w łeb z jego winy.

- Ginter mi tego nie daruje, jeśli będzie chciał mnie skuć będę zmuszony go zlikwidować  – pomyślał.

Dmuchając w urządzenie lewa ręka Gintera powędrowała na kaburę w której mieścił się jego MAGNUM  500. W trakcie dmuchania urządzenie zasygnalizowało wynik pomiaru - "stan nietrzeźwości.

- Grzesiu jesteś na kacu, mocnym kacu…. Kawa nie pomogła? Proponuję następną i zjedz coś. Swoją drogą oczekujemy informacji o wynikach dzisiejszych wierceń, zadzwoń pod numer który dostaniesz SMS-em. A terasz szerokości a i jeszcze jedno,... zapewniam Ciebie byłbym szybszy  – Policjant spojrzał na Grzegorza przeszywającym wzrokiem w którym dało się zauważyć pewność siebie.

Grzegorza zamurowało…. Ku-----wa kim oni są, skoro są wszędzie – pomyśłał.

Grzegorz odjechał wprost pod dystrybutor na stanowisku nr 5. Był zmieszany, gdy był pod dystrybutorem wysiadł z samochodu w takim stanie jakby był ptakiem i miał podcięte skrzydła. Zupełnie odruchowo wziął pistolet do nalewania paliwa, otworzył wlew paliwa i zaczął tankować. W trakcie tankowania spoglądał na stojącego w oddali policjanta, który zatrzymywał do kontroli inne pojazdy i zachowywał się tak, jakby nic wielkiego się nie stało. W tym samym momencie usłyszał dźwięk wiadomości sms na jego nowym i nieoficjalnym telefonie SAMSUNG Galaxy s22 Ultra. Grzegorz odruchowo wyciągnął go z kieszenie odblokował klawiaturę i odczytał wiadomość

- Grzesiu miałeś ciężka noc, kac, kontrola drogowa, brak paliwa. Weź kawę ….mocna kawę i wypij. Musisz mieć siłę, przed tobą długa noc. Jutro proszę o informację jasną i konkretną. Do usłyszenia – PRZYJACIEL

Grzegorz schował telefon do kieszeni, odłożył pistolet od paliwa na miejsce i udał się do kasy ORLENU.

- Dzień Dobry, stanowisko numer pięć i poproszę o fakturę – rzucił chłodno Grzegorz.

- Może zaproponuje kawę i ciastko – odpowiedziała kasjerka

- Pani też dla nich pracuje? – zapytał Grzegorz?

- Nie wiem o co panu chodzi ale proszę grzeczniej – odpowiedziała kasjerka- Proponuje Panu kawę z ciastkiem bo taka jest polityka firmy, nie rozumiem Pana zdenerwowania

- O co tu chodzi, jakieś problemy – zapytał kierownik zmiany stacji ORLEN

- Nie, nie - odparł Grzegorz -  Po prostu miałem słaby poranek….Jest OK. Poproszę zatem o małą kawę bez mleka i bez ciastka.

 

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.