Opowieść Warmińska XVI

XVI

Ginter kończył właśnie drugą lampkę whisky, gdy w drzwiach jego gabinetu stanął Grzegorz, zaraz za nim Kapsel.

- Czołem Szefie… – rzucił Grzegorz.

- Siadać, macie szczęście, że nie kazaliście na siebie długo czekać – zaczął Ginter. W tym samym momencie nachylił się do stojącej obok stolika małej szafki, wyjął butelkę WYBOROWEJ, postawił na stole trzy kieliszki i zaczął nalewać.

- Spotkanie prawdziwych facetów to i alkohol musi być odpowiedni, czyż nie!?- rzucił Ginter.

- Jak za starych dobrych czasów w woju – skwitował Grzegorz.

- No dobra znacie mnie i wiecie że nienawidzę dwóch rzeczy tj. słowa „nie wiem” oraz zmiany planów – ciągnął dalej Ginter. Posłuchajcie, dzisiaj odwiedził mnie w gabinecie pracownik Ratusza, kobitka przyszła niby kur…wa w sprawie jakichś tam faktur, ale niby tak przy okazji…. tak w miedzy czasie…… nie zgadniecie o kogo pytała. No, no, no… o WERNER oczywiście. Kur…wa w takim momencie, ja pier….lę. Kto by pomyślał. My dajemy dziewczynie konkretne zadanie do wykonania a tu nagle ktoś z ratusza sobie o niej przypomniał.

- Szefie, zbieg okoliczności, zanim z Panem rozmawiała spotkała się z tą kobitką w kawiarni na dole. Rozmawiały ale nie wyglądały aby dobrze czuły się w swoim towarzystwie – stwierdził Kapsel

- Wiem, że jakiś czas temu ustaliliśmy, że WERNER ma się podłożyć Grzybowi. Ten zrobił się bowiem zbyt podejrzliwy i zaczął wchodzić nam w paradę, po prostu pomalutku ale zaczyna nas blokować. Teraz to kur…wa małe piwo, ale za jakiś czas będziemy chcieli kupić od Miasta działki z odwiertami, z których tryskają gorące źródła. Z kupnem może być problem przez Grzyba, on jest nieprzewidywalny, pewnie zakup bez przetargu nie wchodzi w grę. Dzisiaj te kur…wa jego tramwaje przysłoniły mu obraz całego świata, nawet w łapę nie chce wziąć bo boi się że to zakończy proces budowy linii tramwajowych. Tylko tramwaje i kur…wa tramwaje. Kochanka zawsze i wszędzie potrafiła rozp…lić rodzinę i karierę więc każdy w obronie swojego interesu jest skłonny do poświeceń i na pewne ustępstwa w zamian za cenę spokoju. To takie proste i oczywiste. Tu w Olsztynie za czasów innego Prezydenta już się to sprawdziło…no nie!? Dzisiaj rozmawiałem z Werner, nakreśliłem jej ostateczny plan i dałem kasę…. Ty Kapsel miałeś zająć się nakreśleniem planu B na wypadek jakby nasza panienka miała obawy, opory lub inne tam pierdy. Miałeś po prostu nakreślić jej obraz co może ją spotkać gdyby tego planu nie zrealizowała, dzisiaj przecież tyle na świecie nieszczęść i zbiegu okoliczności, wypadków… Załatwiłeś temat?

- Szefie z oporami ale wiem że to zrobi. Wprawdzie nie dla kasy ale dla mnie – odpowiedział Kapsel. Z ta laską jest tego rodzaju problem, że chyba się zakochała, no przyznaję przespaliśmy się kilka razy bez zobowiązań z mojej strony, a ta z grubej rury… chce się widywać, spacerków do kina, obiadków. Ale spokojnie panuje i pracuję nad tym.

- Zakochała się? Co ty pier…lisz? – zapytał Ginter.

- Kapsel, przecież ty kur…wa jesteś podobny…. do gówna, a przynajmniej twoja twarz wygląda jak krowi placek w który ktoś przypadkiem wdepnął. Więc jak można się w tobie zakochać?- wtrącił się Grzegorz.

- Zakochała się powiadasz, to może i ty się zakochałeś i chcesz mieć z nią gromadkę dzieci, zaraz będziesz prosić o wolne, żeby udać się do przedszkola po zasmarkane dziecko albo zasrane po pachy, bo w przedszkolu panuje grypa żołądkowa? A może już chcesz się wypisać z naszej drużyny?

- Spokojnie Szefie znam zasady, żadnych stałych związków – wtrącił jakby w strachu Kapsel

- Mam nadzieję że znasz i przestrzegasz. I mam nadzieję że pamiętasz, że wypisanie jest możliwe tylko w jednym przypadku, gdy jest się trupem – rzucił twardo Ginter. No dobra…. Tak czy inaczej mamy konkretny problem i trzeba go rozwiązać. Skoro na tym etapie sprawy WERNER jest z nami kojarzona, co widać przecież gołym okiem, mimo że u nas nie pracuje, trzeba nasz plan raz jeszcze przemyśleć. Nie możemy ryzykować, dzisiaj jesteśmy częścią międzynarodowej Spółki, czystej i wolnej od podejrzeń – wiec niech tak zostanie. Nie chcę tu ludzi z GEO-World, tłumaczenia się i tym podobnych historyjek.

- Ginter, ja bym się nie pier…ił, symulacja wypadku drogowego i po Grzybie, albo kulka w łeb i do bagna na Wymoju – rzucił Grzegorz.

- Posłuchajcie, nie mam dzisiaj nikogo na jego miejsce, zatem lepszym rozwiązaniem będzie zrobienie z niego marionetki, po to aby zapierd….lał dla nas tak długo jak tylko będzie to konieczne, potrzebujemy tylko „kija i marchewki”. Pierwotnie tę rolę miała spełniać kochanka, to takie proste, ale teraz nie wchodzi w grę. Oczywiście możemy podrzucić mu trochę koksu, możemy przekierować na jego kompa pornografię…. Ale to kur…wa takie oklepane, po prostu słabe. To musi być coś nietuzinkowego, bardziej wysublimowane, nietypowe. Zanim przyszliście wpadłem na inny pomysł. Posłuchajcie, żona Grzyba nie pracuje zawodowo, zajmuje się domem i dziećmi a mają ich trójkę. Kobieta ma dużo wolnego czasu, wręcz się nudzi, zatem zabierzemy całą trójkę „na wczasy” tak na 2 tygodnie, dajmy na to do Sierra Leone lub Burkina Faso, tam gdzie mamy swoje paramilitarne bazy. Zakup wycieczki po okazyjnej cenie wyczytają z ulotki, którą znajdą w swojej skrzynce na listy. Kapsel, to jest zadanie dla ciebie, ulotka ma wyglądać profesjonalnie i prawdziwie. Oprócz tego zbudujesz stronę internetową fikcyjnego Biura Podróży, dodasz mnóstwo wspaniałych komentarzy, opinii i zdjęć, koniecznie wiele zdjęć zadowolonych klientów. Grzegorz, zadanie dla ciebie - w AURZE stworzymy fikcyjny oddział Biura Podróży, ona tam często przebywa. To Biuro ma się rzucać w oczy, ma być na parterze na bogato, wszystko po to aby zapisać się w jej pamięci. Ma się tak zdarzyć, że gdy będzie obok niego przechodzić jakaś podstawiona rodzinka ma wychodzić z niego będąc w euforii… i wymachiwać dokumentami i reklamą rzekomo już wykupionej wycieczki do Afryki, innego dnia ma widzieć, jak wycieczką interesuje się, nie kto inny jak nasza WERNER, wiem że Panie się znają, chodzą do tej samej kosmetyczki. Zadaniem Werner będzie zachwalanie atrakcyjnych ofert tego biura podczas każdego spotkania. Dalej WERNER ma wrócić do pracy do Ratusza i tam jej zadanie będzie podobne -  ma zaszczepić u Grzyba pomysł wyjazdu żony z dziećmi do Afryki, to ma być ich wycieczka życia. On musi chcieć tej wycieczki, musi nakłaniać zonę na wyjazd aby kur…wa potem mieć wyrzuty sumienia. Oprócz tego bilbordy z reklamą naszego Biura Podróży w Olsztynie na kur…wa całej Piłsudskiego, baner ma wisieć na Okrąglaku, na byłym domu partii, na murze więziennym i na całej długości drogi od domu Grzybów do Ratusza. Oprócz tego reklama w telewizji, oczywiście tylko w telewizorze Grzybów. Grzegorz twoi ludzie podłączą się do anteny satelitarnej Grzybów i podczas bloku reklamowego - tego prawdziwego – zaczniecie nadawać reklamę naszego biura, taka tam klasyczna nakładka jednej emisji na drugą, robiliśmy to już kiedyś. W bloku reklamowym niech zagrają aktorzy z innego miasta, nie chcę wtopy. Gdy pomysł już dojrzeje i żona Grzyba zdecyduje się na wyjazd to …. no cóż Afryka kraina dzika - nieszczęścia się zdarzają, porwania, zaginięcia i takie tam. Następnie nie kto inny jak my, GEO-Max wyciągniemy pomocną dłoń i podejmiemy się próby odnalezienia zaginionych… zrobimy to oficjalnie, bo mamy swoje kontakty. Mówię wam chłop z dnia na dzień stanie się dzieckiem, Grzyb będzie innym człowiekiem….będzie mi jadł z ręki…dostaniemy wszystko czego zażądamy, nie ma kur…wa innej opcji. Takie sytuacje stresowe zmieniają ludzi, zmieniają priorytety, sposób myślenia – zmieniają kur…wa wszystko i na zawsze.

- Pytania? Widzę że brak. Jestem po prostu geniuszem. Przechodzimy do drugiego zagadnienia, Grzegorz ja mam pytanie do ciebie, co z estakadą? - zapytał Ginter

 

-Wczoraj w nocy nasi ludzie dokonali kilku małych podziemnych eksplozji pod dwoma filarami, są pęknięcia, tak jak przewidywaliśmy i chcieliśmy - odpowiedział Grzegorz.

- OK zaj....ście. Kapsel polej  - stwierdził wyraźnie zadowolony z siebie Ginter. Są pęknięcia, trzeba zatem poinformować o tym Grzyba na zasadzie „uprzejmie donoszę”, niech rozpęta się awantura, zacznie się od narad na budowie, później w gabinecie Grzyba a skończy się przedłużeniem terminu realizacji całej inwestycji, na czym nam zależy. Będziemy mieli trochę dodatkowego czasu na odwierty w innych częściach miasta za pieniądze Grzyba, he he he – ciągnął dalej Ginter.

- Prezes BUDPOLU pewnie się wku….wi – stwierdził Grzegorz

- Zrzucimy winę na niepewny grunt pod którym jest to o czym wiedzą nieliczni, proste – odparł Ginter. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu zwłaszcza jeśli śpimy i chodzimy po czymś co można nazwać bombą gejzerową. Swoją drogą Grzesiu jak nasze badania pod Olsztynem?

- Wszystko wskazuje na to, że główne pokłady znajdują się pod dnem jeziora Wulpińskiego…. Choć mam podejrzenia że może to być Wyspa…. Zaraz zaraz jak ona się nazywała? Gertruda? Nie, Nie HERTA, Tak Herta.

- No i? – zapytał Ginter

- Dzisiaj w nocy chłopaki biorą wiertnicę i przetransportują ją na barkach na Wyspę, jutro dokonamy kilku odwiertów. Wyspa, mimo wczesnej jesieni, jest jeszcze na tą chwilę zasłonięta drzewami z liśćmi zatem nie będzie nas widać. Jak zbadamy próbki zaraz zamelduję o wynikach.

- OK. Kapsel nie śpij, po jeszcze jednym i ruszajcie do roboty.

 

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.

OPOWIEŚĆ WARMIŃSKA XV

XV

Odzyskując przytomność Listonosz nie mógł się ruszyć, szybko zdał sobie sprawę że nie miał czucia, nie tylko w rękach czy nogach, po prostu nie czuł swojego całego ciała. Tylko jego błędnik podpowiadał mu że leży na czymś mało statecznym, coś co kołysało się raz na prawą raz na lewą stronę. Do jego uszu powoli ale co raz głośniej dochodziły odgłosy pluskającej wody, dźwięki te charakterystyczne były dla uderzającej wody o burtę łodzi lub o brzeg jeziora. Gdy udało mu się otworzyć oczy obraz początkowo był bardzo niewyraźny, nie mniej z biegiem czasu wyostrzał się dzięki czemu po chwili zauważył nad sobą …….rozgwieżdżone niebo, czyste od chmur i rozświetlone blaskiem księżyca

- Spokojnie, za parę minut odzyskasz siły mój drogi przyjacielu i zanim dopłyniemy na Hertę będziesz jak nowo narodzony – powiedział Jan

Listonosz wolno i z trudem spojrzał na Jana siedzącego na łódce i spokojnie wiosłującego. Zaczął sobie przypominać ostatnie chwile przed utratą świadomości, z tego co zapamiętał to była jakaś wymiana zdań miedzy nim a Janem a potem ciemność i cisza…..przerażająca cisza. A teraz leży na jego łódce i znowu płynie na Hertę.

- Wybacz mi, ale musiałem cię jakoś powstrzymać…… Byłeś jak w transie nic do ciebie nie docierało. Dostałeś dawkę rozrzedzonego roztworu z szaleju jadowitego i nasion pietruszki….. Moja robota. Czy wiesz że pietruszka a dokładnie jej nasiona są silnie trujące? Sam wywar we właściwych proporcjach działa jak wyłącznik prądu, po paru sekundach człowiek leży jak kłoda, oddech spowolniony, spowolniona praca serca, człowiek żyje choć jest wyłączony… He He He… – skwitował śmiechem Jan.

- Ale dlaczego kur… a aż tak drastycznie, nie mogłeś jakoś inaczej – wymamrotał z dużym problemem Listonosz, jego aparat mowy był półsztywny, jak słabo zgnieciona i mało rozgrzana plastelina - Nie mogłeś mnie ostrzec, wytłumaczyć o co ci chodzi?

- Dlaczego? Byłeś tak podniecony tym co zobaczyłeś, zachowywałeś się jak w transie. Zaraz się przekonasz na własne oczy z czym mamy do czynienia, jakie tajemnice skrywa nasza Herta, dlaczego powinniśmy ją chronić przed nami samymi – ludźmi. Ona jest tak dziewicza, tak tajemnicza a z drugiej strony czuję że czegoś pragnie, choć nie wiem czego. Przez dziesiątki lat przypływam na nią w dzień lub w nocy, rozmawiam z nią ale nie jestem w stanie pojąć czego potrzebuje. Moje wizje są tak enigmatyczne…. Nie rozumiem ich, nie jestem w stanie tego pojąć – mówiąc to Jan wiosłował powoli ale zdecydowanie patrząc w kierunku Herty, która w tym momencie była dobrze widoczna, pomimo wieczorowej pory, albowiem była rozjaśniona światłem księżyca.

- Wizje?

- Tak. Może to głupio zabrzmi, może trudno ci będzie w to uwierzyć ale kilka razy widziałem jak mgła znad Herty tworzy obraz przecudownej dziewczyny, która staje przede mną i mówi do mnie….. Mówi, choć ja nie rozumiem tego przekazu, tego oczekiwania.

- Pierścień…

- Tak, pierścień, mówiła o tym…. A ty skąd o tym wiesz? Zaraz, czy też miałeś takie wizje?

- Taaak… - potwierdził Listonosz.

- Czyli dobrze zrobiłem, mój Boże, dobrze zrobiłem zabierając się na Hertę.

- Co masz na myśli?

- Dobrze że zabieram cię na Hertę, myślę że pomożesz mi zrozumieć tajemnicę Herty i mgłowej dziewczyny. Nasze spotkanie nie było przypadkowe, myślę że tego chciała Herta, chciała i chce abym ciebie tu przyprowadził.

Gdy dopływali Listonosz czuł się już całkiem dobrze właśnie dopływali do Herty. Było zatem dokładnie tak jak powiedział Jan, wszystkie dolegliwości minęły zanim wyszli na brzeg.

- Wysiadamy – powiedział Jan

Gdy tylko zaczepił cumę o jedną z gałęzi drzew, razem udali się w kierunku ruin zabudowań Rogali.

- Idź za mną, coś ci pokażę Listonoszu. Nie uwierzysz… He He He. – mówiąc to Jan szedł przed siebie i pomimo panujących ciemności przeplatanych blaskiem światła księżyca omijał skutecznie wszystkie napotykane przeszkody w postaci dużych kamieni lub wystających korzeni.

- Szczerze, po tym wszystkim mnie już chyba nić nie jest w stanie zaskoczyć, nawet jak mi pokarzesz zielonego Marsjanina.

Przy ruinach a dokładnie przed pozostałością wejścia do dawnej restauracji Rogali, Jan zatrzymał się, przesunął kilka desek i kamieni na bok, ich oczom ukazał się metalowy właz z dużym metalowym „oczkiem”, służącym do chwytania i przesuwania. Jan otworzył wejście do piwnicy, zapalił latarkę i zaczął schodzić.

- Idź za mną – powiedział - To zapewne nie jest główne wejście do podziemnych korytarzy, pewnie służyło jako wyjście awaryjne lub do wymiany powietrza. Głównego nigdy nie znalazłem.

Obaj schodzili po pionowej i wąskiej drabince w dół. Nieduży rozmiar wejścia i samej drabinki utrudniał zdecydowanie ruchy staremu Janowi, który był człowiekiem o dość dużej wadze przy niskim wzroście, nie mniej staruszek schodził pewnie i w miarę szybko jak na człowieka dobiegającego blisko 75.  Gdy zeszli z drabinki  znaleźli się w tunelu, z prawej strony tunel podążał jakby lekko do góry, z lewej strony przeciwnie – lekko opadał. Obaj ruszyli tunelem zgodnie z kierunkiem jego opadania.

- Ja już tędy szedłem – powiedział Listonosz

- Tędy może i jeszcze szedłeś, ale na rozwidleniu poszedłeś pewnie prosto, prawda?

- No tak.

- No to uważaj, bo na rozwidleniu my skręcimy w prawo, he he - Jan sprawiał wrażenie szczęśliwego, widać było że ma to związek z obecnością Listonosza.

Po chwili marszu obaj znaleźli się na znajomym już Listonoszowi rozwidleniu, przez moment na nim stali rozglądając się raz w prawo raz w lewo aż wreszcie ruszyli korytarzem znajdującym się po ich prawej stronie.

Ich marsz nie trwał długo, korytarz był zdecydowanie krótszy niż ten, którym Listonosz udał na brzeg jeziora. Dosłownie po kilku minutach marszu doszli do znajomo wyglądających metalowych drzwi, takie drzwi Listonosz widział przed wyjściem z tunelu na brzegu w Dorotowie.  Jan otworzył je, weszli do małego pomieszczenia przypominającego śluzę, albowiem na drugim jego końcu były drugie tak samo wyglądające drzwi. Jan najpierw zamknął te pierwsze, następnie podszedł do drugich otworzył je, wykonał kilka kroków do przodu, wyjął z kieszeni zapalniczkę i zaczął podpalać wiszące na ścianie pochodnie. Rozbłysk światła z pochodni ukazał Listonoszowi zaskakujący obraz, stał na początku dużego wykutego w skale pomieszczenia, wysokiego na kilka metrów 7 – 8 metrów. Dookoła pomieszczenia rozstawione były znajomo wyglądające posągi Pruskich Bab, były ich setki, większe mniejsze, niektóre z nich posiadały widoczne tarcze i włócznie, tarcze i  miecze a jeszcze inne coś co przypominało głowicę z rękojeścią miecza, ale bez głowni. Na środku pomieszczenia stały cztery zdecydowanie wyróżniające się od pozostałych, były to także posągi Pruskich Bab ale o ogromnych rozmiarach, wysokie na 4-5 metrów, trzy z nich posiadały rzucające się w oczy złote przedmioty, to jest jedna z nich dzierżyła w dłoni coś co przypominało kształtem słońce z widocznymi promieniami, druga złotą włócznię, trzecia stożek. Czwarta nie posiadała żadnego przedmiotu, pod tym kątem zdecydowanie odróżniała się od pozostałych trzech.

- Przychodzę tutaj od lat, patrzę na te wszystkie posągi, rozmyślam, gadam do nich ale dalej nie wiem co to jest, po co tu jest, jaki jest cel umieszczenia tych figur w tym miejscu i kto to zrobił.

Listonosz podszedł do tych czterech Pruskich Bab które znajdowały się w centralnej części pomieszczenia. Obchodził je, dotykał aż wreszcie dłużej zatrzymał się przy posągu, który posiadał widoczne skrzyżowane ręce z dającymi się zauważyć dłońmi z palcami. Jeden z palców był wystający, był na nim widoczny ślad po czymś co zapewne wcześniej na nim się znajdowało . Były także widoczne ślady demontażu tego czegoś, tak jakby ktoś ostrym przedmiotem poprzez uderzenia próbował ten przedmiot zsunąć lub rozerwać w celu zabrania.  Listonosz wpatrywał się w posąg, delikatnie muskał widoczny ślad po przedmiocie, nagle w jego uszach rozległ się znajomy szept.

- Przynieś… przynieś… przynieś go….

Listonosz zachował spokój, nie zareagował na szept, tak jakby był już do niego przyzwyczajony. Zatrzymał ruch swojego palca na miejscu po przedmiocie, rozejrzał się dookoła spojrzał na Jana z satysfakcją.

- Wiem, chyba wiem o co tu chodzi, wiem czego brakuje…. To był pierścień – rzekł beznamiętnie Listonosz -  I chyba wiem gdzie go szukać, jeśli jest tak jak myślę nasze wizje się skończą. Jan…, Jan?

Listonosz spojrzał w stronę Jana, ten siedział przy skalnej ścianie z opuszczoną głową, jedną ręką podpierał się, tak jakby ratował się przed upadkiem, drugą ściskał na klatce piersiowej.

- Jan, Jan co ci jest? – zapytał Listonosz

- Pali mnie w klatce piersiowej – te słowa Jan wypowiedział z ogromnym trudem. Rogala prowadził pamiętniki powiedział mi o tym pracownik Archiwum Państwowego w Olsztynie, one tam przez moment były…do momentu gdy zabrała je służba bezpieczeństwa. Dotrzyj do pamiętników Rogali, tam mogą być informacje o tych posągach i osobach które je umieściły. Ja ich szukałem ale bezskutecznie…

- Jan, nic nie mów, nie męcz się, chyba masz zawał… Zabiorę cię do szpitala… Jan? Jan?

Listonosz trzymając w objęciach swojego kompana, lekko go szturchał, tak jakby chciał pobudzić lub zapobiec utracie przytomności, ale Jan już nie reagował, zamknął oczy, głowa opadła w tył a kończyny stały się wiotkie…

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.

 

Farmy Fotowoltaiczne - czy to się opłaca?

Farmy fotowoltaiczne powstają jak grzyby po deszczu. Właściciele gruntów są kuszeni łatwym zarobkiem w formie czynszu rocznego opłacanego w ramach umowy zawieranej najczęściej na 29 lat. Czy to jest dobry interes, czy interes Właściciela gruntu jest właściwie zabezpieczony. NASZA KANCELARIA przeanalizowała dziesiątki takich umów, wniosek nasuwa się jeden. Umowy są jednostronne, zabezpieczają interes Dzierżawcy kosztem interesu Właściciela gruntu. Łatwy pieniądz, nota bene niezbyt wysoki, przesłania pozostałe postanowienia umowy, w tym to, że najczęściej brak jest gwarancji opłacania czynszu, brak kar umownych dla Właściciela od Dzierżawcy, brak wpływu na przesunięcia własności fermy fotowoltaicznej, brak gwarancji rozebrania farmy i utylizacji wykorzystanych do jej budowy paneli, ograniczone do minimum możliwości rozwiązania umowy przez Właściciela, w przeciwieństwie do możliwości Dzierżawcy. Zatem czy to jest dobry interes? Jeśli zmodyfikujemy projekt umowy o postanowienia zaproponowane przez Naszą KANCELARIĘ, jest szansa że Właściciel gruntu faktycznie zarobi na tej transakcji i nie będzie posiadał większych problemów z dzierżawcą.

Mecenas - Jakub Piotr PRZYMĘCKI