Opowieść Warmińska - IX

Grzegorz jechał swoim samochodem w kierunku Wymoja, palił papierosa i myślał o dwójce ludzi, których ciał miał się teraz pozbyć wraz z samochodem którym przyjechali na plażę w Dorotowie a którym teraz kierował Kapsel, jadąc zaraz za Grzegorzem. Po przyjechaniu ekipy sprzątającej wspólnie ustalono, że ciała nieznajomych zostaną włożone do bagażnika samochodu, którym przyjechali,  łuskami, krwią i resztkami potłuczonego szkła miała się zająć ekipa sprzątająca, natomiast samochodem z ciałami obiecał zająć się Grzegorz, który miał już gotowy plan – WYMÓJ – pomyślał.

Śmierć ludzi nie zrobiła na nim żadnego znaczenia, był przecież wielokrotnie świadkiem utraty życia przez swoich kolegów na polu walki, sam także używał broni tak, żeby zabić i robił to bardzo skutecznie, tak podczas misji wojskowych jak i poza wojskiem. Używanie broni na polu walki początkowo pobudzało go bardzo mocno, był jakby w transie, podniecony i jednocześnie zdeterminowany żeby przeżyć, a to mogło nastąpić tylko kosztem innego życia, życia innego kombatanta, człowieka po drugiej stronie barykady. Grzegorz początkowo liczył wszystkich wyeliminowanych, rozmawiał o tym z innymi żołnierzami, żył tym. Po pewnym czasie tak on jak i każdy inny doświadczony w boju żołnierz przestaje liczyć, przestaje o tym myśleć, przestaje go to pobudzać, walka o przetrwanie staje się rutyną, nudnym zadaniem dnia codziennego. Podobne odczucia miał poza wojskiem, śmierć człowieka stojącego na drodze GEO-Max można powiedzieć że nie była niczym szczególnym, oprócz tego że dawała Grzegorzowi powód do wypicia tego dnia, kiedy pozbawił życia kolejną osobę - całej butelki whiskey Jack Daniel’s. Robił tak od jakiegoś czasu, tak jakby chciał zagłuszyć wyrzuty sumienia, którego jak sam mawiał – NIE POSIADA.

Rzeka Pasłęka przepływa przez wieś Wymój, od strony wschodniej wpływa do jeziora Wymój, wypływa po stronie zachodniej jeziora, przecina drogę Wymój-Mańki i płynie dalej w kierunku lasu. Przed lasem rzeka ma swoje rozległe rozlewiska, w tym miejscu występuje bardzo grząski grunt, trzeba wiedzieć jak tamtędy chodzić aby nie wpaść w bagno. Jeden nieostrożny krok i osoba wpada w bagno po sam pas, następnie bagno bardzo szybko wchłania delikwenta nie pozostawiając po nim żadnego śladu. To miejsce Grzegorz odnalazł przypadkiem, kilka lat temu wybrał się ze swoją kolejną przypadkowo poznaną dziewczyna na „leśny wypoczynek”. Ta zaproponowała mu właśnie okolice Wymoja, najpierw trochę stali na mostku nad rzeką Pasłęką, następnie wsiedli do samochodu i podjechali pod las drogą gruntową wzdłuż bagien rzeki Pasłęki. Zatrzymali się dość szybko i nieplanowanie, obserwowali bowiem łosia przechadzającego się po bagnie.  Patrzyli w jego stronę w milczeniu podziwiając monstrualność i zwinność jaką wykazywał w tak grząskim i niebezpiecznym miejscu. Nagle łoś zapadł się pod ziemię…, dziewczyna z wrażenia aż krzyknęła. Grzegorz wyszedł z samochodu i przez chwilę rozglądał się w poszukiwaniu zwierzęcia, był przekonany że łoś położył się w trawie, chciał to sprawdzić. Podchodząc do bagien bardzo szybko sam przekonał się o grząskim gruncie, jego nogi już na obrzeżach bagna zapadły się i ugrzęzły po kolana w bagnie, ten szybko zgiął się w pół, położył swój tułów na trawie, rękoma zaczął szukać gęstych i mocnych kęp traw i gdy je złapał tak prawą jak i lewą ręką - próbował się wyczołgać z bagna. Było mu ciężko, bagno tak mocno zassało jego nogi, że pewnie gdyby nie pomoc tej dziewczyny, mógłby sobie nie poradzić.

Teraz pędził drogą Stawiguda-Wymój, przejechał przez małą i malowniczo położoną wieś Wymój, gdy dojeżdżał do mostku na rzece, skręcił w prawo, drogą gruntową przejechał około 200 metrów i zatrzymał swój samochód.

 

 

 

Gdy wysiadł i otworzył bagażnik rzuciła mu się w oczy twarz kobiety, z którą jeszcze parę minut temu rozmawiał.

- Dlaczego za cel do werbunku wybrali sobie właśnie jego a nie Gintera? – rozmyślał. Ginter ma dostęp do wszystkich danych, planów spółki i całej grupy kapitałowej, spotyka się z wieloma ludźmi i wie wiele więcej niż ona sam. A może Ginter odmówił a oni teraz skupili się na nim? Ponadto w jego głowie kołatała myśl, czy mówić o całej rozmowie Ginterowi, czy mówić o próbie werbunku, przecież sama próba pozyskania konfidenta świadczy o tym, że został wybrany za cel, a to może świadczyć o rozpracowaniu jego słabych stron. Słabość w tych układach jest niemile widziana, może skończyć się eliminacją i to w najmniej przewidywanym momencie.

- Grzegorz, sadzamy ich z przodu czy zostają w bagażniku?- spytał Kapsel

- Dawaj, jego za kółko ją z boku, tak jak było, ale najpierw ustawię auto, tak aby jak najdalej dojechało w głąb bagna.

Grzegorz odpalił silnik wycofał samochodem na małą górkę, następnie wraz z Kapslem ułożyli intruzów na przednich siedzeniach, Grzegorz na automatycznej skrzyni biegów włączył tryb jazdy oznaczony literą S, zablokował gaz, zwolnił hamulec i odskoczył.

- Kur…wa szyby są otwarte, Grzegorz szyby! – krzyczał Kapsel

- Tak ma być, szybciej dostanie dociążenia i tym samym szybciej zostanie zassany.

Mężczyźni obserwowali nowiutkie Audi Q8, jak wjechało z rykiem sinika w bagno, następnie zapadło się na kołach, później przód samochodu zanurzył się w bagnie  do tego stopnia że zgasił silnik, coraz głębiej i głębiej choć powolutku, natomiast gdy już błoto wraz z wodą zaczęły dostawać się do środka samochodu, proces zasysania przez bagno przyspieszył i to do tego stopnia, że po upływie 15 minut po samochodzie nie było śladu.

- Nie wypłyną? – spytał Kapsel

- Powiem Tobie tak, ci moi nigdy nie wypływają. Amen - odpowiedział Grzegorz

Mężczyźni stali jeszcze przez moment w milczeniu, paląc papierosy obserwowali pojedyncze bąble powietrza wydobywającego się z bagna oraz resztki spalin.

- Szkoda tego Audika, nawet fajny kolor wnętrza miał – powiedział Kapsel

-  Tak..... taki kur...wa krwisty. Kapsel pamiętaj, zawsze i wszędzie – zero śladów i powiązań z nami i GEO. Nawet jakby dajmy na to Audik lub podobne gówno było ze złota – zawsze musi w takich okolicznościach pójść na dno bagna lub z dymem. Rozumiesz!? No chyba że znudziło się tobie życie na wolności, albo życie jako takie – mówiąc to Grzegorz zmienił ton głosu na niższy, zawiało chłodem i powagą, wyglądało to trochę jak ojcowska rada udzielana nastoletniemu synowi przed pierwszą randką z dziewczyną.

Kilkanaście minut później obaj wracali samochodem Grzegorza, gdy dojechali pod siedzibę spółki GEO-Max Kapsel pożegnał się i udał do wynajętego przez spółkę apartamentu mieszczącego się  w tym samym kompleksie co siedziba spółki, Grzegorz zaś zaparkował samochód w podziemnym garażu, wyjął swoją whisky,, upił kilka łyków prosto z butelki i zaczął rozmyślać o zaplanowanym dzisiaj na 19.00 spotkaniu z Ginterem. Jeśli miałby mu nie powiedzieć o próbie werbunku to byłaby to jego pierwsza tajemnica, którą skrywałby przed swoim przyjacielem.

 

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.

 

 

 

Opowieść Warmińska - VIII

- Nie chce mi się dzisiaj iść do pracy – powiedziała Listonoszowa w trakcie śniadania w okolicach 7.00 rano. Mówiąc to spokojnie nakładała na połówkę bułki żytniej od Podsiadłego biały ser z Piątnicy. Przed nią stała filiżanka po kawie, którą wypiła jeszcze przed zjedzeniem czegokolwiek.

- Mówisz to ostatnio częściej, czy naprawdę jest tak źle w Ratuszu? - zapytał Listonosz

- Czy jest źle, jest fatalnie. Czuję że moja praca to chodzenie po polu minowym, czuję że o wielu ważnych rzeczach nie wiem, nikt mi o nich nie mówi a one żyją i towarzyszą tej inwestycji.  Nie wiem jak to opisać. Nie wiem o co chodzi, ale wiem jedno, że jest temat, o którym nie wiem a może on dotyczyć całego Ratusza, w tym mnie. Oby nie była to korupcja, czy też inne przestępstwo. Nie chcę mieć z tym nic do czynienia.

- Spokojnie, skoro nic nie wiesz to może i lepiej. Pracuj tak jak dotychczas, nie myśl o tym. Po co zawracać sobie głowę sprawami, o których nie mamy pojęcia. Nie nakręcaj się kochanie, szkoda czasu.  Swoją drogą czy wiesz że nasze dziecko prawie że wpadło sąsiadowi pod koła?

- Jak to pod koła, o czym ty mówisz?

- No pod koła, dostałem filmik z kamerki od Marka, Nasza Lulu przechodziła przez jezdnię tam, no wiesz na końcu Dorotowa, w okolicach starej drogi na Majdy. Przechodziła w momencie gdy ten wracał do domu. Przechodziła mając słuchawki na uszach, nawet się nie rozejrzała…

- Matko, no i co się stało?

- Nic, wyhamował, pokrzyczał na nią, rzucił mięsem i pojechał dalej. Swoją drogą ta sytuacja powinna być nauczką dla niej i dla niego.

- Dobrze że nic się nie stało – skitowała Listonoszowa, popijając drugą już dzisiaj filiżankę z kawą.

- To prawda, tyle razy mówiłem o ostrożności, o rozglądaniu się i upewnieniu że nic nie jedzie. Tyle jest przecież nieszczęść. Ale uważaj, on też nie jest bez winy. Puścił mi filmik ze darzenia, wprawdzie nie ma widocznych parametrów jazdy ale gołym okiem widać że jedzie grubo ponad 50 km na godzinę, pomimo istniejącego tam ograniczenia. Gdyby jechał tak jak Bozia nakazała nie byłoby problemu, pewnie zdążyła by przejść n a drugą stronę bez incydentu hamowania. Swoją drogą zastanawiam się dlaczego nie zatrzymał się, dlaczego nie zagadał, dlaczego nie wytłumaczył jej stworzonego zagrożenia, tak na gorąco, wreszcie dlaczego nie zaproponował podwiezienia, przecież do domu Lulu miała 2 km.

- Nie wnikaj, dobrze że nic jej się nie stało.

- Źdźbło w oku bliźniego widzisz, a belki w swoim nie dostrzegasz, tak to można skitować.

- 7.40, o matko spóźnię się, jadę pa - rzuciła na pożegnanie Listonoszowa mężowi,  wybierając się do swojej pracy, jak co dzień. W sumie to nie pomogłeś mi, tą informacją nie poprawiłeś mi humoru – zdążyła jeszcze powiedzieć w drzwiach domu.

- Moje zadanie, jak wiesz, to przekazywanie wiadomości jako takich, a jakie one są ja na to nie mam wpływu, kochanie – odpowiedział z uśmiechem Listonosz.

Listonoszowa wsiadła do samochodu i ruszyła do pracy znaną sobie bardzo dobrze trasą, czyli Dorotowo – przez wieś, dalej S51 w kierunku Olsztyna.

Po drodze w okolicach Mcdonalds-a wyprzedziło ją białe BMW na śląskich rejestracjach. To już drugi lub trzeci raz, gdy ten kierowca, zapewne mieszkaniec Warmii i Mazur, tak niebezpiecznie i agresywnie ją wyprzedza i to do tego stopnia, że ona zmuszona jest do jakiejś konkretnej reakcji, czyli albo przyhamowania lub odbicia w prawo lub lewo, w zależności od sytuacji . W tym momencie przez moment w głowie jej pojawiła się myśl, że taka jazda i stwarzanie niebezpieczeństwa na drodze to jest swoistego rodzaju ostrzeżenie dla niej, może ma to związek z pracą... Może to dobry duch daje jej znaki, a może ktoś chce ją…..

- Jezu, jakie ostrzeżenie, o czym ja myślę, co ja wymyślam – powiedziała szeptem do siebie. Jest wszystko ok i niech tak pozostanie – pocieszała się mijając rogatki Olsztyna.

Wchodząc do swojego pokoju zobaczyła na stole liścik od sekretarki Moniki o treści:

Dzień Dobry, miałam przypomnieć o korekcie do faktury wystawionej przez GEO-Max do dzisiaj takiej korekty nie ma ;( Co robimy? MONIKA.

Listonoszowa wzięła telefon do ręki i wykręciła numer wewnętrzy do Moniki

- Monika, zadzwoń do GEO i umów mnie na spotkanie, uwaga na dzisiaj.

- Na dzisiaj? To może być trudne – powiedziała Monika.

- Trudne to będą sprawy przy braku korekty do faktury, dzwoń i przekaż że sprawa jest niecierpiąca zwłoki – powiedziała głośno i zdecydowanie Listonoszowa, odkładając słuchawkę i nie czekając na odpowiedź Moniki.

Kilka minut później Listonoszowa usłyszała pukanie do drzwi od jej gabinetu.

- Proszę – powiedziała

W drzwiach pojawiła się Monika, z uśmiechem na ustach, widać było że ma do przekazania pozytywne wiadomości

- Tak, udało się, Prezes Ginter zaprasza na 12.00.

- Potwierdź, będę – powiedziała chłodno.

Udając się na spotkanie Listonoszowa nie skorzystała z samochodu służbowego, postanowiła przejść się. I nie dlatego że tak jest zdrowiej, ale po prostu dlatego że tak będzie na pewno szybciej. Dzisiejszy deszczowy dzień skutkował korkami w mieście, zresztą tak to już wygląda w Olsztynie od momentu budowy linii tramwajowych, deszcz – równa się korki od rana do wieczora. Jakie jest przełożenie deszczu na korki, nikt tego nie wie, być może dlatego, że nikt się nad tym nie zastanawiał, nikt nie prowadził żadnych badań i analiz takiego stanu rzeczy.

 

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.

 

Opowieść Warmińska VII

Samochód z wiertnicą wjechał właśnie na plażę wiejską w Dorotowie. Przez chwilę kręcił się po parkingu, następnie wjechał na teren zielony, ustawił się przodem w kierunku plaży. Samo wiercenie miało zostać wykonane około 30 metrów od brzegu Jeziora Wulpińskiego. Tuż obok samochodu z wiertnicą zatrzymało się białe BMW 5 w M-pakiecie. Po chwili wysiadł z niego Grzegorz, trzymając w ręku kilka dokumentów, w tym mapę geologiczną dotyczącą tego terenu.

- Nie ma nikogo, zróbmy ten odwiert i spływajmy stąd do Tomaszkowa, póki nikt nie pyta co tu robimy – Grzegorz mówiąc to do pracowników obsługujących wiertnicę nerwowo spoglądał na najbliższą okolicę, licząc że w tym miejscu, podobnie jak w kilku poprzednich w samym Olsztynie, nie wydarzy się nic niepokojącego.

- Grzegorz - jak głęboko mamy wiercić? – zapytał Kapsel, jeden z pracowników GEO-Max.

- Standardowo, ustaw na początek 200, będziemy pobierać próbki co 10 metrów, później zobaczymy – odparł Grzegorz.

Pracownicy rozpoczęli procedurę usztywniania samochodu, wysuwania bocznych łap i ustawiania wiertła prostopadle do podłoża. Po chwili wiertło ruszyło i dość sprawnie wkręcało się w głąb gruntu. Pułap pierwszych 10 metrów osiągnęło w kilka minut.

W pewnym momencie na parking przy plaży, w odległości około 50 metrów od wiertnicy, zajechał samochód marki Audi Q8. Wjechał na parking bardzo powoli, widać było że kierowca przez chwilę wacha się, nie wie gdzie zaparkować auto. Ostatecznie zatrzymał się ustawiając pojazd przodem do jeziora na jednym ze środkowych miejsc parkingowych. W samochodzie były widoczne dwie postaci, choć z daleka trudno było ocenić, tak wiek jak i płeć kierowcy i pasażera. Samochód zatrzymał się lecz nikt z niego nie wysiadał.

- Grzegorz…. mamy towarzystwo – rzucił jeden z pracowników, nie przerywając pracy, wiertnica wierciła otwór pełną parą.

- Tak widzę, róbcie swoje, ja się tym zajmę. I spokojnie, bez nerwowych ruchów, to nie Afganistan – próbował zażartować Grzegorz.

Grzegorz mówiąc to odłożył do swojego samochodu mapę terenu Dorotowa i Tomaszkowa. Następnie odwróciwszy się plecami do zaparkowanego samochodu wyjął z kabury zawieszonej na szelkach swoje Magnum 500, sprawdził bęben czy jest pełny, następnie chowając ją z powrotem do kabury skierował się w kierunku zaparkowanego świeżo na parkingu samochodu. Podchodząc Grzegorz zastanawiał się co powiedzieć intruzowi - kierowcy, tak aby odjechał bez zbędnego marudzenia, a co więcej, aby odjechał będąc przekonanym że odwierty są legalne, bez konieczności zawiadamiania Policji lub innych służb. Rozdmuchanie problemu odwiertów na cudzych gruntach mogłoby w jakimś istotnym stopniu przyhamować proces badawczy a może i później inwestycyjny.

Gdy był 2-3 metry od samochodu Grzegorz zauważył, że w środku za kierownicą siedzi mężczyzna, który był w fazie namiętnego pocałunku z pasażerką. Był ubrany w ciemno-granatowy garnitur, białą koszulę rozpiętą delikatnie pod szyją, co było widoczne z uwagi na brak krawata. Jego średniej długości blond włosy rzucały się w oczy z daleka, to był dość rzadki widok aby facet w wieku około 45- 50 lat miał tak bujną i jasną fryzurę tworzoną z naturalnych włosów.

- Dzień dobry, plaża jest chwilowo zamknięta – mówiąc to pukał w boczną szybę samochodu od strony kierowcy.

Szyba boczna powoli opuściła się, w tym momencie Grzegorz mógł bez przeszkód przyjrzeć się kierowcy oraz pasażerowi, którym była kobieta w wieku około 35-40 z krótko przystrzyżoną fryzurą i wygolonymi bokami.

- Dziękuję za informację, w sumie to nie przyjechaliśmy tutaj dla plaży, możemy zadowolić się widokami z samochodu, nam to wystarcza – mówiąc to kierowca uśmiechnął się lekko, mrugnął okiem do Grzegorza, sugerując że zamierzają tutaj się dobrze zabawić.

Gdy kierowca wypowiadał te słowa Grzegorz spojrzał przez moment na młodą kobietę – pasażerkę samochodu. Szybko doszedł do wniosku że nie była osobą na którą mogłyby spływać niezliczone męskie spojrzenia połączone z fantazją na tle erotycznym, wprawdzie miała szczupłą i wysportowaną sylwetkę jednak bez zarysowanych kształtów typowo kobiecych, ubrana na szaro-czarno katanę i czarne spodnie typu bojówki, bez makijażu, kolczyków itp. Raczej  nie wyglądała na osobę wybierającą się na randkę. Grzegorz szybko wodził wzrokiem po samochodzie, jego oczom rzucił się od razu brudny zabłocony dywanik tak po stronie pasażera jak i kierowcy. Błoto było częściowo wyschnięte, wyglądało na naniesione jakiś czas temu, raczej dawno temu, widoczne były także świeże ślady, tak jakby dostawy brudu miały miejsce kilka minut temu. Pomiędzy kierowcą a pasażerem leżała rozpoczęta paczka papierosów „Styl Rosyjski” z napisem zapisanym cyrylicą, chociaż dla Grzegorza nie był to problem, rosyjski dobrze pamiętał jeszcze ze szkoły, tak podstawowej jak mi średniej. Z popielniczki zaś wylewała sterta petów, papierosy były dopalane do samego końca – pod styk filtra zakończonego złotym pierścieniem, którego zadaniem było podkreślenie stylu i elegancji tych papierosów. Grzegorz zauważył coś jeszcze, z tyłu na siedzeniu znajdowała się duża sportowa torba lekko rozpięta, tak jakby coś przed chwilą zostało z niej wyjęte oraz gruba kurtka typu wojskowego, kolor przypominał raczej kurtki rosyjskie. Gdy miał już zamiar zwrócić swój wzrok na kierowcę samochodu w ostatniej chwili kontem oka zauważył niewielki skrawek szelek od kabury na broń, zawieszonych na ramionach kobiety. Szelki te zobaczył w momencie gdy kobieta chowała swój telefon komórkowy do bocznej wewnętrznej kieszeni swojej katany. Grzegorz udał że tego nie widział więc kontynuował dialog z kierowcą

- Cieszę się że nie popsuliśmy wam randki, miłej zabawy, ja wracam do pracy.

Gdy wyprostował swoją postawę sprawiał wrażenie jakby już chciał wracać do miejsca pracy, nagle szybko nachylił się z powrotem w stronę kierowcy, złapał go za włosy i uderzył jego głową dwa razy w boczne drzwi samochodu następnie, szybkim ruchem odepchnął go w stronę oparcia uderzając w krtań z pieści. Kierowca stracił przytomność. W tym samym czasie wyjął swoje Magnum 500 i skierował w stronę kobiety, która próbowała sięgała po swoją broń,

- Nie rób tego, nie radzę. Spokojnie załóż ręce za głowę, o tak właśnie tak. A teraz pięknisio powiesz mi czego szukacie i dla kogo pracujecie?

Wypowiadając te słowa Grzegorz celował w jej stronę, choć obserwował jednocześnie kontem oka nieprzytomnego kierowcę.

- Grzesiu, znasz Cyngla, podobno razem służyliście w Afganistanie…

-Skąd znasz moje imię? Gadaj dla kogo pracujecie.

- Cyngiel był w twoim plutonie, służyliście z nim  - ty i Ginter…

- Widzę że jesteś gadułą, no to Pani gadulińska odpowiedź na proste pytanie, skąd tyle wiesz o mnie i Ginterze?

- Cyngiel zapewne już mierzy ci prosto w skroń, zatem dobrze ci radzę, odłóż swoją zabawkę, usiądź grzecznie z tyłu na siedzeniu to sobie trochę pogadamy w milszej atmosferze. Nie lubię jak do mnie ktoś celuje, rozpraszam się i zapominam języka w gębie.

Grzegorz rozejrzał się po okolicy wyszukując potencjalnego miejsca, z którego mógłby zostać oddany strzał w jego głowę. Jedyne logiczne miejsce to dach biurowca „Lech Centrum Ciepła”.

- No dobrze, ja usiądę ale ty będziesz trzymać ręce za głową, jeden fałszywy niepewny ruch i wiesz co się stanie, będzie po pogawędce.

Grzegorz otworzył tylne drzwi, usiadł za kierowcą i dalej mierzył bronią w stronę kobiety.

-No więc, o czym chcesz gadać, streszczaj się bo zaraz obudzi się twój przyjaciel i może nie być zadowolonym z przebiegu sytuacji.

- Grzesiu….. sprawa jest prosta, nasi mocodawcy chcą, abyś podzielił się z nimi swoimi wynikami w pracy, nic więcej, tak po cichu bez rozgłosu. Ginter nie musi przecież o tym wiedzieć. Oni są hojni, bardzo hojni, za lojalne wywiązanie się z zadania dostaniesz 200 może 250 dużych banieczek dolców, płatne z góry.

- Za lojalne wywiązanie się z zadania…. – zaśmiał się Grzegorz. Co ty ku…..wa wiesz o lojalności, jak ją definiujesz skoro namawiasz mnie do antylojalności czyli zdrady.

- Zdrada? To pojęcie względne. Przysłużenie się innej grupie kapitałowej to praca, praca jak każda inna, tyle że za lepsze pieniądze niż te, które masz teraz. Czy zmiana pracy i pracodawcy do zdrada? Raczej przywilej pracownika, czyż nie?.

- Innej grupie kapitałowej, to znaczy komu?

- Za dużo na tym etapie chciałbyś wiedzieć, masz czas na podjęcie decyzji dokładnie 5 sekund, później…. sam wiesz, Cyngiel. Ja myślę że Cyngiel nie chybi, a ty jak myślisz? Czas start -  W tym momencie otworzyła drzwi od samochodu, tak jakby chciała dać znać komuś na zewnątrz.

- Spadaj – odpowiedział dość spokojnie Grzegorz szybko kładąc się na kanapie samochodu, lecz nie przestając celować w stronę kobiety. W tym momencie pierwsza kula rozbiła tylną szybę, raniąc kobietę w rękę. Ta nie bacząc na niebezpieczeństwo zaryzykowała i spróbowała wyjąć pistolet i wymierzyć w stronę Grzegorza. Były żołnierz nie zawahał się ani przez moment strzelił jej prosto w klatkę piersiową. Huk wystrzału spłoszył okoliczne ptaki przebywające w lasku po lewej stronie plaży, natomiast siła pocisku połączona z jego wielkością była tak duża, że po uderzeniu w ciało kobiety całym samochodem zakołysało tak mocno, jakby ktoś go lekko uniósł i zaraz po tym puścił. Kobieta nie przeżyła wystrzału, zresztą nie było innej opcji, nikt nie ma prawa przeżyć wystrzału z kalibru 500.  Grzegorz zachował spokój, szybko otworzył drzwi od strony pasażera, upadł na ziemie a następnie szybko wczołgał się pod samochód.

- Kapsel, dach „Lecha” – krzyknął Grzegorz do jednego z pracowników GEO-Max. Ten, jako były ale bardzo doświadczony żołnierz i cieszący się dużym  zaufaniem Grzegorza, wiedział co robić. Sięgnął po swój najnowszy nabytek, legalnie zakupionego GROTA S 14 i pobiegł przez lasek w stronę wzniesienia, tak aby wejść na niego od tyłu. Grzegorz odczekał kilka minut aż dostał sygnał od kolegi że jest czysto. Następnie wyszedł spod samochodu i nieprzytomnego kierowcę Audi wyciągnął z samochodu, położył na ziemi i zaczął cucić uderzając w twarz i brzuch, tak na przemian oraz powtarzając.

- Pobudka, pobudka kolego. Pobudka, budzimy się, halo…

Mężczyzna odzyskawszy świadomość najpierw zaczął mocno kaszleć następnie zapytał.- Gdzie jest Angela?

- Angela, nie znam kobiety, pewnie randka jej się nie spodobała bo złapała stopa do nieba. Gadaj dla kogo pracujesz?

- Ku….wa…… Już jesteś trupem – mówiąc to zakończył szyderczym uśmiechem.

- Ja nie ….ale ty zapewniam cię że zaraz będziesz, tylko od ciebie zależy czy i jak długo będziesz się męczyć. Więc gadaj kto to jest, kto dał zlecenie? Skąd tyle wiecie o mnie i Ginterze?

- Pie….l się – odpowiedział i w tym momencie słychać było jak rozgryza coś w ustach. Po chwili zaczął sączyć pianę, jego gałki oczne wywróciły się do góry i zastygł.

Ku….wa mać, ku……a – krzyknął Grzegorz. Wyjął telefon i szybko zadzwonił do Gintera.

- Halo to ja, trzeba szybko posprzątać. Plaża wiejska w Dorotowie, dwie persony i wózek, blachy poznańskie.

Ginter nie wydawał się być zaskoczonym takim telefonem, szybko podjął dialog z Grzegorzem.

- Szklane oczy w okolicy? – spytał Ginter

- Nie, na szczęście brak. Dziko.

- Widzowie?

- Brak. Była jeszcze jedna persona, najprawdopodobniej z lunetą. Niestety, dał nogę.

- Zabezpiecz teren, za 15 minut ekipa sprzątająca się tym zajmie. Grzegorz wózek to twoja działka. I jeszcze jedno te persony od kogo były?

- Nie wiem, to na pewno nie były psy. Wygląda mi na konkurencję. I jeszcze jedno, pamiętasz niejakiego Cyngla, podobno bawił się z nami w Afganistanie?

Ginter przez chwilę milczał, następnie rzucił chłodno.

- Powspominamy w biurze, widzimy się o 19.00, a teraz do dzieła.

 

…….CDN……..

Od AUTORA: Zbieżność nazwisk, imion, miejsc i nazw przypadkowa, cała historia jest wyłącznie wymysłem autora na potrzeby opowieści.